Wchodzę dzisiaj z Piotrusiem do sklepu, w którym prawie codziennie robimy zakupy. On ładuje do koszyka jogurty i soki, ja szpinak i herbaty.
Dochodzę do kasy, wykładam towar na taśmę, pani się do mnie uśmiecha pięknie i pyta o samopoczucie. Trochę zdziwiona tym faktem jestem, ale w sumie można powiedzieć, że znam się ze wszystkimi paniami z tego sklepu z racji zakupów, więc odpowiadam, że czuję się rewelacyjnie...
Dostaję w zamian promienny uśmiech i życzenia zdrowia. Tu mnie lekko zatkało... A pani dalej z uśmiechem jedzie i mówi, że tak pięknie w tej ciąży wyglądam i wszystkie się nadziwić nie mogą, że i figury nie straciłam przez tyle czasu.
No tu to mnie już odetkało, więc zdziwiona wielce (chociaż i taka na granicy zapowietrzenia się ponownego) pytam, skąd takie podejrzenia.
I co słyszę w odpowiedzi?... Ha! w odpowiedzi to ja słyszę, że tak podejrzewały, bo ja dużo szpinaku kupuję, a normalny człowiek nie kupuje go wcale, albo bardzo mało...
Już miałam odpowiedzieć, że jem surowe mięso i śpię zaczepiona nogami o karnisz, ale nie dość, żem nienormalna to i dobrze wychowana...
Właśnie zjadłam nieprzyzwoitą porcję szpinaku z czosnkiem i zaraz idę swój kaftan z za długimi rękawami ubrać... :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz