Odpoczywając w całym zamęcie świąteczno-noworocznym nadrobiłam zaległości w piśmie dla udomowionych i w piśmie dla tych, co niby zbuntowane są.
Ludzkie troski, ludzkie problemy, ludzkie radości.
Ludzkie zdanie jedno... Do myślenia mi dało.
"Mężczyźni zdradzają ciałem, kobiety emocjami."
Ładne, zgrabne... Proste. Naiwne. Jedno z wielu, które próbą wytłumaczenia się i usprawiedliwienia być może. Przed samą sobą...
Ciało to ciało, a emocje to emocje. Nie da się zdradzić ciałem bez emocji udziału. Nie da się emocji z ciała wyrwać. Mężczyzna nie jest maszyną, kobieta nie nie bierze pod uwagę ciała.
Toż nawet gdy ciałem się zdradza, to ciało dzięki emocjom do zdrady gotowe.
I tak myślę, że chyba wcale nie o emocje tu idzie, czy o ciało, ale o fakt, gdzie się kończy seks, a zdrada zaczyna...
Czy zdradą jest dla nas cielesność, czy zdrada w sferze uczuć jedynie być może...?
Czego bardziej się boimy i prędzej wybaczyć jesteśmy gotowi? Która z tych zdrad bardziej dla nas kusząca? Którą naiwnym tłumaczeniem prędzej zasłonimy?...
Bo gdzie się kończy seks, a zaczyna zdrada to sprawa indywidualna ogromnie bez względu na to czy ciałem zdradzamy czy emocjami, ponieważ i tak do jednego się to w efekcie sprowadza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz