Mężuś wrócił dzisiaj do domku z cabernetem dla mnie i z napojem chmielowym dla siebie.
Toż to ponoć ważny jakiś meczyk być ma. Hm... ważny... meczyk...
Niech mu będzie. Chyba nawet ten ważny właśnie w tle już mam.
O ile mogę zrozumieć dwudziestu dwóch facetów biegających za piłką i ich zmęczenie, o tyle nie mogę zrozumieć podniecenia komentatora, który przeszkadza mi bardzo, ilekroć próbuję coś z akcji na boisku pojąć.
No dobra... komentatora mogę zrozumieć również... jak się postaram... Ale niech krzyczy ciszej. I ten tłum w tle niech nie bębni w to coś metalowe. Taaak... to coś metalowe i te gwizdy najbardziej mnie męczą...
PS. Tak patrzę sobie na to szczęście ślubne, co to w chwili obecnej świata poza telewizorem nie dostrzega i myślę, że to, co kiedyś o koszulce nocnej napisałam, mogę powtórzyć śmiało i dziś... To straszne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz