sobota, 26 lipca 2008

głupich nie sieją...

    ... czyli jak spędziłam ostatnie dwa dni...

Zaplanowaliśmy zmianę mebli w pokoju drania. Ładne miał do tej pory co prawda, miodowego koloru szafę i jeden segment. Ponieważ jednak pani czasem myśli za szybko, wczoraj miały być przywiezione mebelki klonowe. Dla drania. Ślubny wyszedł z pracy wcześniej i miał się zjawić w domu po godzinie szesnastej, co stanowi w naszym domu święto, albo oznacza sytuację awaryjną wielce, w zasadzie to nawet krytyczną. Ja natomiast do popołudnia miałam siedzieć, czytać książkę i czekać cierpliwie na jego przyjazd. On miał mebelki wnieść, skręcić i ustawić. Plan mieliśmy doskonały...
Pani nawet rano grzecznie na sofie usiadła i czytać zaczęła. Ba! pani nawet z zainteresowaniem czytała! Jednak około godziny jedenastej zaczęłam zerkać na to, co wokół mnie i coraz bardziej mnie moje otoczenie kusiło... A potem to już poszło samo... Szafę i segment opróżniłam z zawartości, drugą szafę również opróżniłam z zawartości, szafy dopchałam do progów przeciwległych pokoi i... okazało się, że z nadstawkami przez drzwi nie przejdą, a nadstawek nie zdejmę. Cofnęłam je zatem od progów i wystawiłam segment na środek pokoju drania - jak szaleć, to z bałaganem na całego, a potem komody z naszej sypialni ustawiłam w drugim przedpokoju pod lustrem, dopchnęłam szafy do progów ponownie i... zastukałam do sąsiada, aby mi nadstawki zdjął. Zarzekałam się, że resztę zrobię sama, ale sąsiad ignorując mnie zupełnie, zawołał znajomego swojego, który szczęśliwym zbiegiem okoliczności u niego gościł akurat i razem ignorując mnie i moje zapewnienia przenieśli szafy, ustawili nadstawki, przenieśli segment i upewnili się, że niczego więcej sama nie ruszę. Dziwni jacyś... przecież już ruszyć nie było co nawet... Nigdy nie zrozumiem toku myślenia facetów jednak...
Poukładałam wszystko, starannie odkurzyłam, umyłam parapety i ogarnęłam to, co nawinęło mi się pod rękę i oko. Potem ogarnęłam spojrzeniem swoje dzieło i zadzwoniłam do ślubnego, żeby go poinformować, że mamy cudną miodową sypialnię, a nie w kolorze gruszy jak do tej pory, przedpokój wcale nie jest zagracony tymi wysokimi komodami, a tapczan drania i mata przy nim przybita są już w nowym miejscu. Nie wiem, czemu mąż mój własny i osobisty nie chciał ze mną rozmawiać. Pewnie były jakieś usterki na przekaźnikach, czy czym tam, bo akurat burza była, ale musiał mnie słyszeć wyraźnie, ponieważ w drodze do domu kupił sąsiadowi to i owo w podzięce.
A potem stanęły mebelki w pokoju drania.

... a potem zaczęłam się kręcić po mieszkaniu i upewniać, czy ślubnemu się podoba... No upewniałam się... Niech chociaż jednemu z nas się podoba, ponieważ mnie jakby się podobać przestało. Nawet postanowiłam go na noc nie stresować moim spostrzeżeniem, ale sam się zorientował. Ponoć za często to samo pytanie zadawałam...
                            ***
    Dzisiaj rano wyjęłam wszystko z szaf, segmentu i komód. Ślubny przeniósł to, co sam dał radę, dopchał szafy do progów przeciwległych pokoi i zastukał do sąsiada, który na dzień dobry stwierdził, iż wczoraj wiedział dokładnie, że skończy się to tak właśnie...
Szybko się z tym uporali. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego ja w tym czasie miałam siedzieć i czytać książkę, albo zajmować się kwiatkami na balkonie. Kompletnie nie mogę zrozumieć męża własnego i osobistego chwilami - przecież mogłabym im pomóc.

Właśnie skończyłam układać wszystko i wieszać i odkurzać i przecierać. Wszystko wgląda jak należy i pasuje do siebie jak ulał.
Nie podobają mi się jedynie te mebelki klonowe w pokoju drania... Co robić jednak... ślubny zaparł się, że ich nie odwiezie i przemieszał je z meblami miodowymi, co znacznie ociepla pokój i całkiem nieźle się komponuje. Chyba odkrył w sobie predyspozycje do dekoracji wnętrz. Wolę już jednak nie wtrącać swojej euforii, że mało kto może sobie od czasu do czasu odkurzyć za masywnymi szafami, tudzież komodami... Chyba ślubny by się tym nie zainteresował - właśnie włączył meczyk jakiś i otworzył heinekena. Obok niego siedzi drań i ćwierka do telefonu relacjonując najszczęśliwszej ostatnie wydarzenia: "wiesz babciu, mam nowe mebelki, duzio mebelków mam teraz". Nie wiem tylko czemu ślubny tak głośno ślinę przełyka podczas tej relacji. W sumie to chyba się cieszy, że mnie się podoba... A przynajmniej cieszyć się powinien, bo ja na przykład cieszę się, że jemu się podoba...
Ale coś mi się wydaje, że z seksu to dzisiaj jednak nici. Jestem za bardzo zmęczona.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz