poniedziałek, 7 lipca 2008

wyślij męża na zakupy...

    ... to wróci z drugim dzieckiem...
Jak to możliwe? Możliwe. Tak po prostu... Przekonałam się o tym dzisiaj, kiedy to ślubny wziął drania i poszli do sklepu. Na zakupy. Na duże zakupy. Sami, żebym ja odpoczęła. Poszli i długo nie wracali. Oj długo, długo nawet nie wracali. Zdążyłam w tym czasie mieszkanie wysprzątać, załatwić kilka spraw i ułożyć sobie włosy, a ich jak nie ma, tak nie ma. Zaczęłam się nawet już lekko niepokoić, aż tu nagle, kiedy stałam sobie w kuchni i kawę parzyłam, a myśli moje gdzieś o lata świetlne ode mnie krążyły, niespodziewanie usłyszałam klucz w zamku, śmichy chichy w przedpokoju i podwójny stukot małych nóżek. Zamykam oczy, otwieram i widzę drania biegnącego w moją stronę z dwuletnim synkiem sąsiada. Buzie roześmiane, łobuzerstwo wyraźnie na nich wypisane. Fajnie - pomyślałam i naszykowałam ciasteczka oraz soczki. Sprzątnęłam odkurzacz, niepatrząc minęłam pokój drania pole bitwy w ciągu kilku minut przypominający i siadłam przy komputerze, słysząc w tle odgłosy zabawy samochodami, klockami, cyferkami, żołnierzykami i zamkiem. Chyba nawet do zabawy zdążył dołączyć już okręt, piraci i zwierzątka.
Drań z syndromem trzylatka oraz synek sąsiada z syndromem dwulatka świetnie się dogadali ze ślubnym, który syndrom chcęmiećdrugiedziecko od jakiegoś czasu wyraźnie przejawia i zabawie przewodzi.

"Prawda, że się cieszysz?" szepnął właśnie ślubny, który przyszedł mnie pocałować w czubek głowy. Cieszę się. Jasne, że się cieszę. Czemu mam się nie cieszyć? Ale cieszę się tym bardziej, że za dwie godziny będę już na spotkaniu i to nie ja będę sprzątać tą furę zabawek.
"Bo on tak siedział pod tą kamienicą i nie miał się z kim bawić... " - tłumaczy w przelocie ślubny wyjmując kolejne pudło ze sprzętem dla dzieci.

Taa... wypuść męża samego z domu... Chociaż w sumie to nawet dobrze, że mąż mój własny i osobisty nadal potrafi mnie czymś zaskoczyć. Drań w swoim żywiole, synek sąsiada również. Uff... nawet nie wiedziałam, że drań ma tyle zabawek...

PS. Szykuję się - trzymajcie kciuki za mnie :) Za ślubnego również...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz