... od japonek. Czyli butów. Hm... w zasadzie, czy to buty są?... O! i tu się można poważnie zastanawiać. Zabrzmiało to strasznie. Wiem. Toż japonki takie bezobcasowe są... No niestety... nikt nie jest doskonały - ja również, toteż pod wpływem perswazji (bardzo silnej zresztą), jaką na mnie wywarła najszczęśliwsza, nabyłam w miesiącu maju japonki. Ręka moja podczas płacenia zadrżała co prawda, ale kupiłam. Kupiłam, założyłam i... i uznałam, że są super. Super na plac zabaw z draniem, wyjazd do puszczy i na odludzie, czyli wieś. Super były też na finlandię z podłotą (a niech się wścieka, że piszę - zawsze się irytuje, kiedy o nim wspomnę, więc czynię to sportowo i z radochą niemałą). Na szybkie wyjście do sklepu na rogu też czasem super były. Były... ponieważ się wczoraj popsuły. I dopiero, kiedy się popsuły, okazało się, że były wygodne i w moje nawyki wpisały się same i dostatecznie silnie, żebym dzisiaj wyruszyła na poszukiwanie następnych. Oczywiście znalazłam... tylko, że nie japonki, ale buciki na jesień na obcasie w kształcie ulubionym i z paseczkiem. Ale pewnie japonek drugich takich już nie znajdę... Nie ma... Nie wyprodukują więcej. W akcie zatem desperacji dzikiej - a było to podczas, gdy ślubny ważną rozmowę negocjacyjną toczył i przy warunkach swoich obstawał ponoć dzielnie i nieustępliwie, ja napadłam na reportera. A tak. Po drodze był... Sam kusił, żeby na niego napaść... Napadłam i kupiłam bluzeczki trzy, ponieważ okazało się, że i od nich uzależniona jestem... Ano... jak to mówią: spróbowałam i się wciągłam.... W sumie jedno więcej uzależnienie różnicy nie robi.
Teraz sobie siedzę przy komputerze, szperam w internecie, caberneta sączę, koty miziam, na nogach mam nowe buciki, ślubny patrzy na bluzeczki trzy (wszystkie rozpinane) i słucham... klik
PS. Bardzo lubię swoje uzależnienia, pielęgnuje je świadomie i przestać nie mam zamiaru :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz