wtorek, 15 lipca 2008

"Wakacje są fajne...

    ... szkoda tylko, że trzeba potem wrócić do tej budy..." - powiedział ślubny, kiedy w zeszłym tygodniu jechaliśmy autobusem i ja niemyśląc usadowiłam się na skrzyni między siedzeniami obudowującej koło. Czy coś tam obudowującej. Ludzie, którzy zasadniczo w środkach komunikacji miejskiej nigdy nic nie słyszą, niczego nie widzą, na nikogo nie zważają, tym razem zerknęli na mnie. Zerknęli w dodatku tak przez duże "Z". Zerknęli na mnie tym bardziej, gdy ślubny zdanie dokończył słowami "pani profesor". I tu zaczęła się dwoistość słów jego. Po pierwsze: babcie, które poza hałasem i stukotem okien niczego słyszeć nie powinny, dostrzegły, że pod sukienką nie mam stanika, a i sukienka nie do kostek jest. Dostrzegły również, że mam na palcu obrączkę, a to już zupełnie dyskwalifikuje mnie do takiego stroju, jak również do siadania nie na siedzeniu. Chociaż pewnie, gdybym na siedzeniu usiadła, też byłoby źle, bo przecież w większości im źle w autobusach robi się zawsze. Ale jakoś na nie uwagi zwracać mi się nie chciało... A niech mają kobieciny chwilę dzikiej rozkoszy słownej, niech tam sobie już w tych głowinach układają opowiadanie, które sąsiadkom wygłoszą. Zwróciłam natomiast uwagę na to, że ślubny powiedział tak do mnie po raz pierwszy... I chyba tym słowem rzeczywistość mi zaczarował, ponieważ dalsze wydarzenia potoczyły się migusiem i zadziwiająco pozytywnie...
Zadziwiająco, ponieważ kiedy radziliście mi, abym marzenia z drugą, dobrze płatną pracą pogodzić spróbowała, jakoś nie wierzyłam sama, że to się w ogóle połączyć zdoła. Udało się! W dodatku tutaj na miejscu, bez konieczności dojazdów. Może to za sprawą czarów ślubnego, może za sprawą chcenia wielkiego, a może dzięki temu, że na swojej drodze ludzi szczerość ceniących spotkałam, którzy świat widzą w perspektywie szerszej. A może w myśl powiedzenia pewnego...

    "Cieszę się, pani profesor, że razem będziemy pracować" powiedziała do mnie dzisiaj pani dyrektor przydzielając mi klasy. Ja też się cieszę. Ogromnie. A moja radość wielka i dzika tym bardziej, że dostałam klasy humanistyczne z wiedzą o kulturze.

                            ***

    ... wakacje są fajne... I właśnie znowu je odzyskałam. A teraz robię klik i rozśpiewana zmykam na spacer i kolację ze ślubnym, który dzisiaj zabrał mnie na zakupy i nawet nie pilnował za bardzo niedopiętych guzików, spódnic sięgających połowy kolana i wysokich obcasów... Fajne te wakacje ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz