czwartek, 25 października 2007

akademia własna

    Gdy się dwie czarownice spotkają, to zamieszania zawsze narobią...
Tak, tak... znaczy to oczywiście, że magiczna do mnie dotarła. No... tak po trzech miesiącach dotarła...
I chyba z tej radości, że się zobaczyłyśmy wreszcie, plany snuć zaczęłyśmy... I to plany, że hohohohooooo...
Mężuś o nich już poinformowany, co by sobie w drodze do domu sprawę ułożył. Chociaż jak sam na gorąco stwierdził: po pierwsze brzmi ciekawie, po drugie odważni niech oponują - on z nami zadrzeć nie chce.
I tym sposobem... w powiatowym przybytek nowy rozkoszy powstanie... Rozkoszy duchowej oczywiście.
Lokal w połowie już mamy, chociaż go na oczy nie widziałyśmy... Ale każdy stan ruiny jest dla nas do przyjęcia. Klimat będzie dodatkowy...
Pomysłów też mamy dużo, nawet na kolejne przybytki starczy...
No i działalność gospodarczą oczywiście mamy... do zarejestrowania.

A rozkosz niemała będzie! Od malowania na płótnie, szkle i jedwabiu, po malowanie w celach stres leczących. Będzie opowiadań pisanie. I w glinie lepienie też będzie. I tkanie i wyszywanie. No i medytacja. A wszystko zamknie się na poprawności językowej, podatkowej i... astrologicznej... No tej ostatniej pominąć nie mogłyśmy wszak...

A teraz zmykam do pracy nad ulotką! Tak żeby magiczna miała z czego odejmować i do czego dokładać...
No i żeby mężuś zobaczył czarno na białym (a raczej brązowo na ecru) do czego dołoży niebawem...
(No bo musimy mieć przecież kubki gliniane i lampy solne, i sterty książek antykwariatem pachnących, farby olejne i uhmmmm... tempertynę...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz