Poniedziałek jaki jest, każdy wie. Zazwyczaj zbyt długi, trochę senny i taki jakby za karę... A mój poniedziałek był niespodziewanie miły nad wyraz! Załatwiłam wszystkie sprawy, których ponoć z poniedziałku się nie da, albo lepiej nie brać się za nie, bo zapeszę. W dodatku zadzwoniła organoleptyczna i do tego z wiadomością... No nie... co prawda jeszcze nie była to wiadomość o dzidzi, ale miła równie bardzo. A wieczorem mężuś wrócił z prezentem i chilijskim Cabernet Sauvignon.
Hm... lubię poniedziałki...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz