niedziela, 7 października 2007

z niczego coś...?

    Jak zrobić coś z niczego? I to najlepiej, gdyby wziąć po prostu jakieś nic i żeby z tego powstało wielkie coś...? Bez wysiłku rzecz jasna! Tak... wysiłek to tu absolutnie niewskazany...
Głowię się nad tym i głowię, i nijak mi się myśl żadna nie pojawia...

A dlaczego się głowię? Ano... dziewczę dzisiaj do mnie przyszło. Dziewczę wielce sympatyczne. Dziewczę z klasy maturalnej. Przyszło i o pomoc w nauce poprosiło... I to o pomoc taką to, że ja ją do matury przygotować dobrze mam.
No ba! Normalnie to się da! A i owszem! Da się bez problemu! Ale dziewczę owe sympatyczne nic do tej pory nie przeczytało... No nawet nie wie, jakie lektury i jakie epoki są... A poza tym, to... no jakby to powiedzieć... no chęci to ona ma. Ma i wiarę w przyszłość optymistyczną. No i mamę dziewczę też ma. A mama również optymistą wielką jest...

I teraz siedzę i myślę i... no ja chyba brakiem optymizmu grzeszę strasznie... Myślę i myślę i widzi mi się, że jednak bez czytelniczego wysiłku dziewczęcia to na mój gust rady nie damy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz