Miało być o Wyspiańskim, którego wielbię, bo świat mi swoimi słowami maluje... O jego snach nocy listopadowej być miało i kunszcie guślarskim. O fatalizmie listopada i głosach, które stamtąd jakby bardziej czytelne dla nas się stają...
Napisałam. Skasowałam. Zbyt poważne, zbyt smutne.
A listopad sam przecież w sobie i smutny i szary. Dzień krótszy, a noc ciemniejsza. I zimny ogromnie, i tęskny... A myśli jakby czarniejsze, czarną kredką odczuć dodatkowo zakreślone. I staje się listopad duszny i ciasny, i jakby płytą marmurową dodatkowo przygnieciony...
I jak tu nie zgodzić się, że "listopad dla Polaków niebezpieczna pora"...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz