środa, 3 października 2007

uff...

    Po dniu spędzonym z babcią - prababcią i dziadkiem me-me jestem wykończona. Padnięta. Wypompowana... Relacja dwulatka z pradziadkami własnymi przyprawia mnie o zawrót głowy. I zapewniam, że ptyś z bitą śmietaną roztarty po połowie dywanu, po którym ledwo stąpać można, bo taki cudny i wiecznie nowy to pikuś przy całej reszcie. Przy całej reszcie, która dziadków nie wzrusza. No bo po pierwsze "i cóż się takiego stało" według babci, a po drugie "człowiek się łodwrócić nie zdąży a pipsztok upuści ciastecko" według dziadka. (Ha! niechby ktoś inny coś z takiego zrobić spróbował!...)
Ale najtrudniej przebrnąć godziny serialowe. Dwulatek uwielbia z dziadkami oglądać seriale. Zwłaszcza te z Pedrosem i Alvarem. Te z Huanitą również. Nadziwić się zawsze nie mogę, że żadnemu z całej trójki bohaterowie się nie mylą - wszak w jednym jest Jacinta, a zaraz staje się w drugim doną jakąś tam...

Dwulatek zdaje właśnie mężusiowi relację z wypiekami na buzi, pękatym brzuszkiem i stertą zabawek. A ja czmycham pod prysznic i wyłączam myślenie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz