Ogólnie to się zastanawiam ostatnio. Dużo. Nad wszystkim...
Jutro mam radę. Pierwszą w tym roku. Poznam na niej wszystkich, a raczej wszyscy poznają mnie. Zastanawiam się, jak mnie przyjmą. Już doszły mnie bowiem słuchy, że ponoć wygryzłam poprzednią nauczycielkę... No miłe to nie jest, tak szczerze powiem. Zastanawiam się również, czy ślubny poskleja to wszystko, co mu przez ręce przeleciało, ale to już własnemu biegowi zostawiam, bo dobrymi chęciami to i piekło jest wybrukowane. Podobno. Jednak ci co tak mówią są pełni przekonania, więc im wierzę. Zastanawiam się też, czy zdążę przeczytać, to co sobie zaplanowałam. Stos książek malał do wczoraj. Wczoraj przybyły cztery. Chyba czytelnictwem odreagowuję się. Jakoś muszę, a to nie jest zapewne najgorsza forma.
Ponadto zastanawiam się, co mi powie moja kosmetyczka, którą wczoraj z premedytacją i spontanicznie zdradziłam, pozwalając zrobić sobie brwi innej, chociaż wiem doskonale, że akurat te skoki w bok są dla mnie kiepskie w skutkach... Ech... nie lubię tego Martusiowego marudzenia. No ale co robić?
Zastanawiam się również, kiedy dokładnie przyjedzie organoleptyczna i czy będzie to ten weekend. I zastanawiam się, co w piątek wziąć ze sobą do magicznej. Mam ochotę na ulubione, ale może czekoladki będą stosowniejsze? Nie wiem. A tak w ogóle, to dobrze, że moje przyjaciółki czytają bloga, bo tym sposobem udało mi się skontaktować z obiema Agatami szybciej, niż myślałam. Internet to jednak potęga. Co tam komórki, e-maile, komunikatory - blog ma silniejszy na nie wydźwięk. Taaak... szykuje się zatem zlot, jak to podsumował ślubny. Niech sobie gada...
... zastanawiam się również, co się stało z podłotą i czy przypadkiem nie jechał za szybko. To tak w nawiązaniu do tego wydźwięku.
A w chwili obecnej zastanawiam się również, czy zrobić sobie herbatę zieloną, czy jaśminową i spokoju nie daje mi myśl, czy macher, który ma przyjść między 12 a 15 przyjdzie zaraz, czy nie przyjdzie w ogóle. klik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz