Pękam w szwach. Knedle były przepyszne. Delikatne, słodziutkie z goryczką od węgierki i takie mamine. A po knedlach była pomidorowa z pomidorów, zrazy z kurczaka i sernik na zimno. O dodatkach nie wspomnę. Jednym słowem świętowaliśmy. Bo i świętować mieliśmy co. Dzisiaj już mogę tajemnicę zdradzić i powiem Wam z radością, że od przyszłego miesiąca będę miała swojego własnego i osobistego męża na miejscu, tu, w powiatowym, bo on zmienił pracę szybko, sprawnie i na lepsze.
A teraz zmykam do winogrona, ślubnego i ulubionego, bo świętujemy dalej. Prywatnie. W domu. Sami. klik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz