piątek, 22 sierpnia 2008

vabank

    ... klik. Właśnie tak... Odhaczamy kolejne sprawy. I kolejne kroki naprzód robimy. Jeszcze boję się powiedzieć głośno, co to oznacza, żeby nie zapeszyć. Ślubny trochę przejęty szybkością decyzji własnej i lekko niepewny. Ja udaję, że twardo stoję na ziemi i jestem przekonana o słuszności jego decyzji. Ale tylko udaję. Boję się jak jasna cholera. Jeszcze nigdy bowiem nie postawiliśmy całego naszego życia na jedną kartę. Uda się. Nie może się nie udać.
Dobrze, że przedwczoraj podłota miał fantazję iście ułańską i wyciągnął mnie wieczorem na ulubione. Chociaż zgodnie z prawdą to wcale wyciągać mnie nie musiał, bo ja potrzebowałam się wygadać na żywo i złapać oddech na kolejne dwa dni.
Jeszcze tylko dzisiaj. Jutro idziemy na cały dzień do najszczęśliwszej i rodzica mojego płci męskiej. Na knedle. Nikt nie robi tak dobrych knedli jak najszczęśliwsza. Idziemy. Zabiorę "Dom nad rozlewiskiem". W domu rodziców zawsze odpływam. Przy tej książce odpływam również. No i te knedle...  Niech już będzie jutro :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz