... kiedy ma ochotę dać komuś w mordę... Tak właśnie: żółwia i w mordę. Jestem dzisiaj zła i zmęczona. A to dopiero poniedziałek. W tym tygodniu czeka mnie wiele. Wiele nerwów również. Jakoś nie mogę ostatnio złapać ani oddechu, ani łagodnych myśli. Tych lirycznych zwłaszcza mi brakuje. W dodatku magiczna własnym ślubem zajęta, więc nie mogę do niej pójść i tak od progu nie mówić nic tylko siąść i przy lampce wina i kawie w kubku malowanym przez nią zacząć światy stwarzać. A ona jeszcze jak na złość tarota w aksamitnym woreczku do skrzyneczki schowała, skrzyneczkę zakluczyła i nie chce do ręki brać nawet tego kluczyka. Ponoć w miłości jej karty mieszały... Za to każe mi się w samą siebie wsłuchać i swoje wiedźmowe talenta na światło dzienne wywlec. A ja się czuję wiedźmą taką trochę wypaloną wewnętrznie i okropnie nieobiektywną... W tej chwili przynajmniej. Niech mnie do cholery ktoś przytuli i powie, że to tylko taki stan przejściowy i minie zanim się obejrzę! Uff... Ślubny namieszał. Do tego jeszcze ktoś się wmieszał. I mieszanka wybuchowa wyszła...
W mordę dać nikomu nie mam okazji, żółwiem nie jestem... Idę czarować. Za ewentualne burze dzisiaj przepraszam... klik
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz