sobota, 2 sierpnia 2008

uwielbiam swoją kosmetyczkę

   No bo jak jej nie uwielbiać, jak ona delikatna taka, choć silna i fachowa i zawsze rację ma i wszystko wie i na wszystko zaradzi? A w dodatku rozmowna i pogodna i życiowa i jak coś pomyśli, to o tym powie? Innych nie lubię, bo jakby wprawy nie miały w dłoniach, albo moich mięśni nie wyczuwały właściwie. I ten zapach specyficzny salonu też uwielbiam - mieszankę piżma i wosku i oliwki i kadzidła, różu do twarzy i jeszcze mnóstwa innych specyfików, których na pojedyncze wyodrębnić nie potrafię.
Leżę na fotelu, wyczuwam zapachy i odpływam całkowicie. Spokojnie i dobrze mi zawsze tak, że nawet myśli ode mnie uciekają. I odpoczywam faktycznie. A ona opowiada i opowiada i mówi i coś w tych opowieściach przeżywa, a ja słucham i nie słucham i niby wiem, o czym mówi, a jednak te słowa jakoś obok mnie przepływają i tak jakby kołysały mnie i uspokajały jednocześnie. I fotel miękki taki i wygodny i światło łagodne, które w oczy mnie nie razi, ponieważ jakoś tak je zawsze ustawi, żebym odpływać sobie spokojnie mogła.
Czasem nawet zacznę coś i ja mówić, ale po co? Ona i tak jakby wiedziała wszystko, co u mnie. Na skórze i pod skórą, w mięśniach i w dłoniach.
I dotyk ręcznika też lubię, który ni szorstki, ni miękki, ale zupełnie inny niż domowe.
I rozmiękczona zawsze po tych zabiegach tak bardzo wracam do domu i lekka taka. I czuję się tak wspaniale, że od razu więcej mogę i więcej chcę i wszystko jakby możliwe bardziej się staje.
I ślubnego też lubię wtedy spojrzenia, który zdziwiony zawsze, że ja taka nieważka, lekka, lekko śpiąca i rozmiękczona absolutnie, uśmiecha się tylko i tej ciszy mi do końca dnia nie zakłóca.

Tak... znaczy to jedynie tyle, że byłam dzisiaj u kosmetyczki mojej. Długo dzisiaj byłam... Bardzo długo byłam. I mimo, że nie wszystkie zabiegi są relaksujące jedynie i bólu niesprawiające, to jednak lubię co jakiś czas je sobie sprawiać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz