czwartek, 22 lutego 2007

słodkie życie dziennikarza

    Mężuś w drodze powrotnej do domku, zawsze czyta jeden z wiodących w naszym kraju dzienników. Wczoraj uśmialiśmy się nieco z rzetelności tegoż. Jest w nim bowiem wzmianka o wtorkowym zdażeniu. Według gazety recz wyglądala nastęująco: o 19.30 ktoś przechodził przez tory w miejscu niedozwolonym i został potrącony przez pociąg. No niby racja... Tylko - nie mogło się to stać o 19.30, ponieważ czlowiek został zabity (a nie potrącony!!) przez pociąg, który z dworca wyjechał o godzinie 17.40, nie miał opoźnienia, a miejsce wypadku jest oddalone o dziesięć minut drogi od dworca... A czy ktoś przechodził tamtędy chcący czy niechcący, to już gdybanie zbyt wielkie jak na moje siły. Super, że mamy taką prawdziwą prasę i jakże dokładną i niezakłamaną... Można czytać i wierzyć we wszystko. Tak się tylko zastanawiam, że ten kto pisał i ten, kto zatwierdził do druku absolutnie się ludzi nie boją. (Boga pewnie też nie...) Tyle osób jechało wtedy, w obie strony ruch był zatrzymany i każdy wie, w jakich godzinach to się stało. W sumie... może postarać się o pracę w gazecie? Zero odpwiedzialności, zero rzetelności, byle pisać, co atrament na papier przyniesie... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz