poniedziałek, 5 lutego 2007

wyostrzone zmysły

    Podczas gdy najszczęśliwsza udzielała nam doraźnie pomocy i dokarmiała nas, a przede wszystkim mężusia biednego, patrzącego na dwójkę strutych, teściowa moja droga rzecz całą śledziła z pozycji słuchacza telefonicznego. Dzisiaj jednak z rana, po uprzedzeniu telefonicznym, przybyła w celu oględzin nas i doniosła nam pieczywo, cobyśmy mieli czym chore brzuchy napaść. Dwulatkiem się przejęla, a i mój wygląd drogiej do gustu widać nie przypadł ;) No ale co robić... Posiedziała aż do tej pory, a ponieważ dwulatek padł zmęczony brzuszkiem i ciężką pracą, jaką tylko dwuletni chłopczyk może sobie znaleźć w swoim pokoiku (czyli misiolandii), czmychnęła do domku. Niby to się mam położyć i wydobrzeć... No niby tak, ale leżenia mam dosyć i wolę posiedzieć. Oj... w brzuchu mam całą orkiestrę...
    Droga na pierwsze spojrzenie dzisiaj oceniła mnie miernie, ale widać w rozmowie okazałam się nie taka bardzo rozlazła, więc i kawy się obie napiłyśmy, na co by mi pewnie w innym wypadku nie zezwoliła. No i jak tak sobie dyskutowałayśmy, a droga podziwiała szafę gdańską, spojrzałam na nią i na pokój z krytycyzmem i stwierdzilam, że lepiej będzie, jak półka z książkami stanie na swoim dawnym miejscu, a szafa w rogu obok stołu. Droga próbowała sobie to wyobrazić, ale przekonana nie była. Ja jednak, jak mi coś w łepetynie zaświta, muszę sprawdzić, żeby się przekonać. Dopiłyśmy pychotkę i droga zajęła się dwulatkiem, a raczej dała się mu męczyć, a ja niby to niechcący zaczęłam książki z półki zdejmować, twierdząc, że tylko przymierzę. Droga zna mnie od... ho, ho!... Wie zatem, że mam swoje fobie duże i małe i nie ma co z nimi walczyć, bo i tak dopnę swego, a w rezultacie mam z reguły dobry pomysł (ale się chwalę!!). I tym sposobem lepiej mi nie przeszkadzać... Zaczęłam zdejmować tony książek z regału liczącego półek siedem i ustawiać na podłodze w sposób metodyczny, czyli każda półka osobno. Potem wyjęłam półki i zaczęłam przesuwać. Na to dobiegła droga, twierdząc, że na to już spokojnie patrzeć nie jest w stanie. Regał wrócił więc na swoje dawne miejsce i ucieszył mój zmysł estetyczny. W duchu się modliłam, aby szafa wyglądała dobrze w wyznaczonym miejscu. Łatwo nie poszło, trzeba bylo wysuwać wielką szufladę wypchaną po brzegi również książkami. Potem poszło dużo lepiej. Szafa stanęła i... I wszystko zaczęło do siebie super pasować... I cytra i obrazy i szafa i fotel i sofa stworzyły bardzo harmonijną całość. Droga stwierdzila, że moje fobie są trafne, chociaż dzisiaj do końca przekonana nie była, ale stan obecny jest rewelacyjny.
Jedynie zdjęcia przewiesiłam i zaczęłam tony ksiąg wiedzy rozmaitej (głównie humanistycznej) ładować na regał. Po skończeniu ledwo dyszałam, a brzuch zaczął już mi pękać. Ale widok wspaniały! Wreszcie pokój mi się podoba bez żadnego ale. Droga zachwycona! Chodzila i podziwiała z przekrzywioną na bok głową i uśmiechem aprobaty absolutnej. Dwulatek również szczęśliwy, bo w użyciu był łotek i gwoździe, a to jego atrybuty ulubione. Duma objeła nas obie i niech tak zostanie. W końcu obie pchałyśmy meble...
    Mężuś jedzie już do domku, bo i jego zatrucie dopadło. Jak się okazało to nie zatrucie jednak, a wirus żołądkowy obrzydliwy. Ale co jemu ma być dobrze, jak my cierpimy?
Jak wejdzie, to osłabnie jeszcze bardziej, że dwie kobietki przepchały dwa takie mebliszcza. Oj ma się ten mój mężuś ze mną, ma... Cóż musi mnie kochać i znosić fobijki, bo na dobre wychodzą, a droga za plecami moimi murem stoi utwierdzona w nieomylności zmysłów synowej... :) A zmysły widać zaostrzają mi się na korzyść w obliczu drogiej i cierpienia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz