Chaos i tajemnica na blogu u mnie zagościły i jakoś im się tu tak dobrze dzieje.
Niektórych spraw zapeszać nie chciałam, niektóre jakoś na klawiaturę przelać mi się nie chciały...
Wszak czarownice nie skarżą się i nie płaczą... Nawet jeśli męczą się czasem okrutnie.
Z magiczną na dobrej drodze już jesteśmy. Wczoraj cenniki stworzyłyśmy, wyliczenia, obliczenia i strategię. Ceny ustaliłyśmy, ludzi do współpracy szukamy. Jest dobrze.
Jutro lokale oglądać będę i ceny pertraktować. Byka dzisiaj złapałam i świat pod nogi własne rzuciłam. Nie obcasem przykułam, ale podeszwą glana własnego. Z impetem i złością z kilku dni ostatnich. Jest mój już znaczy!
A tajemnica? Tajemnicą są uczucia własne, gdy dwie czarownice muszą swoją przyjaźń materializmem zbrukać i koszty określić. Na szali wtedy i przyjaźń stawiana, jeśli ktoś trzeci w sprawę się wmiesza... Cało na szczęście wyszłyśmy z opresji. I to mnie cieszy najbardziej.
Mężuś też jakoś dziwnie się zachowuje ostatnio, mimo poparcia i pomocy wielkiej. Toż żonkę w domu hodować chciałby, a widzi, że powoli w dawny rytm się wdrażam. Rytm ten natomiast zbyt dla małżeństwa dobry nie był... A to początek dopiero. I tak od słów wymiany, do słów braku przez tydzień ten idziemy. Rano słowa ciepłe mamy dla siebie, wieczorem już siły na słowa brakuje.
Świat wyważyłam na nowo i w kierunku konkretnym popchnęłam. Co z tego, jeśli doby kilkukrotnie wydłużyć nie umiem... Jeszcze...
Jest dobrze. I cieszę się ogromnie. Teraz rynek badać będziemy i start od stycznia ewentualny. Co do małżeństwa... i tu się wszystko ułoży. Czarownice wszak znają na to zwłaszcza sposoby...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz