piątek, 17 sierpnia 2012

Gnomy i cała reszta...

... którą stanowimy my, czyli mąż mój własny i osobisty i ja wróciliśmy zaledwie kilka dni temu znad morza. Gnomy opalone i szczęśliwe. Wobec tego my szczęśliwi podwójnie. I też opaleni. I to bynajmniej nie tytoniem, którego w równej mierze nie przyswajamy oboje. Słońcem, które raczyło się pokazać. Pozostajemy zatem w egocentrycznym przekonaniu, że te jego wyczyny prawie gimnastyczne pomiędzy chmurzyskami i wiatrem były poczynione specjalnie dla nas. A czemu by nie? W dodatku odwiedzony w drodze do domu Gdańsk także przywitał nas przepiękną pogodą, chociaż chmury wieszczyły ulewę i prawdopodobnie dlatego objawił się jeszcze cudniejszy, niż pozostawał w pamięci. A żeby pozostać w szaleństwie egocentrycznym i wakacyjnym, a jednocześnie nizin nie mieć zbyt bardzo utrwalonych na zdjęciach i we wspomnieniach już jutro będziemy podziwiać nasz ulubiony Kraków. Jakoś tak stał się tradycją spontaniczną u schyłku sierpnia. Cieszę się z tego wyjazdu. Szczęśliwy jest również psiak, który w tym roku ubzdurał sobie, że cała plaża jest jego i pokonywał ją za patykami po wielokroć, ponieważ jutro go nie zabieramy oddając w opiekuńcze ręce najszczęśliwszej. Jego małe łapcie raczej nie dadzą rady pokonać zaplanowanych nieplanowanych ścieżek po uliczkach zawsze tak pełnych ludzi. Za to drań już przywykł do tych pozornie bezładnych wędrówek po miastach z kanonu ulubionych. Tak nam najprzyjemniej. Raz kierujemy się kolorami, raz zapachami, raz idziemy w przeciwnym kierunku co tłum. Jego nóżki są już w stanie zrobić wiele kilometrów. I faktycznie w tym roku wiele ich robiliśmy w Ustce. Asia uśmiała się, że znowu Ustka i znowu ulubiony domek. No tak jakoś... jakby to powiedzieć monogamistami jesteśmy. Chociaż wyklarowały się postanowienia, że za rok Łeba etc. Zobaczymy. A dzisiaj zobaczyłam się z Joaśką, która tak nagle i po prostu przyjechała ze stolicy. Na kawę. Żeby mnie zobaczyć okiem fachowca w dziedzinie psychologii i pedagogiki. Chyba wypadłam nieźle. Ale mówiłam jej przez telefon, że jest ok. Jak widzę organoleptyzm szerzy się wyraźnie wśród moich koleżanek w miarę upływu lat. Koty szaleją i mruczą jakby chcąc nas zatrzymać w domu na dłużej. Drań śpi słodko. Winobluszcz na balkonie podlany do syta. My jeszcze niespakowani. Ale Kraków nie oczekuje ode mnie poukładania i przemyślanych działań, więc po co się spieszyć?