poniedziałek, 8 grudnia 2014

I'd do anything to get you into my world...

    Listopad minął szybciej, niż zorientowałam się w temacie, a grudzień już panoszy się szlagierem świątecznym, który o świętach nie mówi wcale. Znaczy współczesna pastorałka dla tych, którym się nie chce chcieć. Piszę. Piszę wywołana poniekąd do tablicy. Poza tym też piszę. I czytam. Obecnie "Ty jesteś moje imię" oraz "Oskarżona: Wiera Gran". I co za tymi tytułami idzie, włosy sterczą mi na głowie jeszcze bardziej niż normalnie. O ile one kiedykolwiek normalnie sterczały. Czytelnictwo i pisarstwo uprawiam jednak i na kilku innych poletkach w pracy, a w domu wsiąknęliśmy z mężem moim własnym osobistym w serial "House of cards". Jeden secik był w ten weekend. Secik, znaczy sezon. Drugi sezon zaczniemy dziś. Relaksuje mnie ten serial. Pozwala zobaczyć, że to, co mamy wokół, nie jest błędem w naszej percepcji, a oczywistym procederem jak świat światów.
Zajadam się szpinakiem. Mój organizm nastawił się na szpinak. I na suszone pomidory. Nie panuję nad swoim organizmem. Opuncja figowa wraz z zieloną herbatą barwi zapachem mój pokój w pracy i naszą kuchnię domową. Ładnie barwi. Drań w tym tygodniu stanie w szranki na korcie. Zobaczymy. Szału nie wróżę, bo szala wagi przesunęła się ostatnio bardziej na korzyść piłki. On sam twierdzi, że jest przygotowany. Trenerka również twierdzi, że on jest przygotowany. Ja nic nie twierdzę - ja będę stała (usiedzieć nie potrafię) w miejscu dla obserwatorów. Twierdzić niczego nie muszę. Chętnie jednak popatrzę w myśl zasady, że na korcie go uwielbiam. Na boisku też, ale inaczej.
Od tygodnia uzupełniam kalendarz na rok 2015. Styczeń już mam zaplanowany tak dalece, że do siódmego lutego skrupulatnie można mnie kontrolować. Poza tygodniem przed Bożym Narodzeniem. Taaak... obawiam się, że to będzie jednak czas niekontrolowany nawet przeze mnie.
A poza tym jest dobrze. Śnieg dzisiaj padał. Pięknie to wyglądało. I pięknie się zdematerializowało. Za godzinę zacznę podążać w kierunku powiatowego. Zaczynam czuć wewnętrzną obawę przed zwierzakami wyskakującymi z puszczy na drogę. Można wolniej jechać. Można. Ale można się też obawiać np. saren. Zaczęłam nabywać nowe lęki. Nerwy temperuję. Temperament jednak mam, zatem... Zatem nie wszystko da się tak od razu i bez emocji. Brak tych ostatnich jest wręcz absolutnie wykluczony. Za oknem mam ciemność. Wilki nie wyją. To chyba dobra oznaka? klik