poniedziałek, 30 marca 2009

Popieprzone to wszystko i...

    ... niesprawiedliwe.
I ja i ślubny jakimiś ideałami się kierowaliśmy zawsze. Nie niszczyć, nie zabijać, nie szkodzić, nie zawadzać, uczciwie, samodzielnie, często pod prąd, czasami po bandzie. Wzięliśmy psiaka ze schroniska, bo to uratowanie jednego życia. Wzięliśmy najmniejszego i najbardziej zaniedbanego. Odżył. Cieszył się, przytulał, łasił, biegał, jadł. Był przesłodki. Był... bo był zbyt odwodniony. "Kupcie państwo mleko Nan w proszku i proszę mu podawać co trzy godziny tak, jak dostawał tu." Uwierzyliśmy. Jasne. Skóra i kości. Między biodrami a żebrami nie było nic. A jednak jadł co trzy godziny i lizał mnie po nosie i wtulał się, bo szukał ciepła. Najszczęśliwsza wczoraj rozcierała mu łapki, żeby poprawić krążenie i serduszko. Rodzic mój płci męskiej dmuchał na pyszczek, ja wstrzykiwałam glukozę, po którą ślubny jeździł. A jednak... Boli to bardzo. Półtorej doby mieliśmy psa, a jednak był to nasz psiak. Dlaczego mu nie było dane? A może jednak było mu dane, że ponad dobę był dla kogoś ważny i przez kogoś przytulany i zadbany.

Nie potrafię sobie ze sobą poradzić.

***

 - Znalazłem małe terierki. - ślubny próbuje... - Mają siedem tygodni i można je już zabrać od matki. Umówiłem nas na wieczór. Pani powiedziała, że są śliczne, zadbane i wypieszczone.

... no właśnie śliczne, zadbane, wypieszczone... Nie chcę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz