czwartek, 3 września 2009

o bladych facetach, czyli pani zastanawia się nad kwestią tomów

    Odpłynęłam. Irracjonalnie absolutnie. W cztery tomy o wampirach i wilkołakach. No ja wiem... ja wiem, że w moim wieku to nie wypada tak po prostu i w dodatku jeszcze się tak przyznać publicznie do tego, chociaż wiem, że lepsze rzeczy czytałam i to nawet równocześnie. No ale co ja na to poradzę? " Pani profesor! prawda, że Meyerową ruszymy na kole, prawda??" Wiedziałam! Toż normalnie wiedziałam, jak czytałam. Teraz damska połowa koła będzie się kochać w głównym bohaterze i - co gorsze - wypatrywać bladych facetów z nadzieją zdwojoną. Taaak... A jeśli o mnie chodzi, to opowieść na drugim tomie skończyłabym. I jak ja mam tym rozhormonalnionym wytłumaczyć to? Lepiej może jednak nie... bo i po co? Hm... a może to ja wszystko kończę na drugim tomie, zamiast poczekać, co tam dalej być może jeszcze? Albo może raczej po prostu zgadzam się z Sapkowskim, że książę na białym koniu, jeśli musi istnieć, to zbyt zrównoważony nie jest, skoro ratuje pannę z wieży. A przecież Sapkowskiemu to akurat wierzyć można, bo u niego krasnoludy klną przeokropnie, a czarodziejki wcale nie mniej i jakąś skazę mają. Wszystkie. To takie normalne, prawda? Chociaż... do samego Geralta to też bym się przyczepiła. Ale pewnie zaraz powiecie, że się facetów czepiam. Tych bladych zwłaszcza. A tak wcale nie jest. Otóż... tych nie bladych czepiam się równie często. Ale to tajemnica.
    A tak poza tym, Emilka zaśpiewała na koniec akademii, a skoro zaśpiewała na koniec, to znaczy, że akademia przebiegła bez zarzutu i rozpoczęła nowy wyścig z czasem, a pani zatupała obcasami. Hm... no tak... klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz