sobota, 21 listopada 2009

pół na pół

   - Dlaczego chłopczyku zrobiłeś kupę w majtki? - zapytał ku naszemu zdziwieniu drań absolutnie nic nieprzejętego równolatka z drugiej grupy, a w jego głosie było tyle ciekawości, co empatii.
- Niechcący - odpowiedział stojący tuż przy szatni na baczność chłopczyk, czekający, aż panie postanowią coś w jego sprawie.
A sprawa istotnie... gówniana była. Ale i takie wszak bywają.
Nie zwolniłam, ale uważam bardziej. Głowę już zadzieram do góry, dzisiaj włożyłam obcasy. Świat z chusteczką i strachem ma jednak też swój urok. Zwłaszcza kiedy i jedno, i drugie można schować do kieszeni, a resztę potraktować mniej poważnie. Mogę nawet stanowczo orzec, że w powiatowym lekarzy jest dużo, a nawet więcej, a ja prawdopodobnie mam więcej szczęścia niż rozumu. Ale co ja dywagować będę...? Toż się cieszyć trzeba i tyle. Ślubny się cieszy. Ja jednak o tym rozumie myślę trochę... Wieczorami piję wytrawne ulubione i odpoczywam. Piece huczą i buczą. Odkopałam spod sterty płyt Ewę Demarczyk. Czytam. Rano co prawda obrok z lekami na pyszczydło muszę zarzucić, ale nikt mi nie zarzuca już, że nie dbam o to i owo. Hm... Jakie to proste... No ale... 
" - Popatrz - mówi w parku jeden staruszek do drugiego - jak ta młodzież ma  ciężko w tym kryzysie... Jednego papierosa na pięciu muszą palić...
- No, ale dzielne chłopaki! - odpowiada drugi - Mimo wszystko się śmieją". klik

środa, 11 listopada 2009

takie nic

    "Kobieta twarda musi być. Jak kamień. Nawet jeśli płacze..." - mówiła moja chrzestna - "I zawsze jak dama, nawet jeśli to tylko pozory..."
Płaczę. Jestem twarda jak kamień. Łzy łykam szybko, żeby nikt ich nie zdążył zobaczyć. Krwi równie szybko połknąć nie potrafię. Znaczy mi nos, usta, brodę. Spływa czasem na piersi i czerwieni wzorkiem ubrania. Wyznacza moje kroki każdego dnia.
Tik-tak, tik-tak- tik-kap... Jakie to proste.
Ręce opadły mi razem ze skrzydłami. klik

...

    Świat mam na wyciągnięcie ręki. Mąż mój własny i osobisty tę rękę bierze, ilekroć ją wyciągnę. I nawet jeśli asany musiałam razem z matą zamknąć w szafie, dobrze mi. Wieczorami świat wiruje pod powiekami. Czasem kanty łagodnieją. Odpoczywam. Dużo śpię. Jeszcze więcej czytam. Rano zaczynam bieg ponad siły, wieczorami zapadam w twardość materaca i zapach drzewa herbacianego. Świat stanął na głowie, głowa natomiast musi być w górze. Patrzenie w dół kosztuje.

niedziela, 1 listopada 2009

Mi dance makabre

    Mi przeciągnęła się stanowczo i wciąż nie otwierając oczu naciągnęła ciepłą pierzynkę pod sam nos a twarz wtuliła w poduszkę. Było ciepło i miło. Oknem nie wpływały jeszcze promienie słońca, ale wpływać nie mogły, ponieważ tego dnia słońce schowało się za gęstą warstwą chmur i chmurzysk. Miło było Mi wrócić do tego, co przed chwilą jeszcze działo się w jej podświadomości i nieświadomości. Zwłaszcza ta nieświadomość niosła pozytywne i optymistyczne wizje...
- Posuń się, bo mi niewygodnie - powiedziała panna Ś z obrzydliwie niewyraźnym makijażem na bladej, ale pełnej i gładkiej twarzy.
Mi otworzyła oczy i zdziwiona przyjrzała się gościowi.
- No?? I jak ci się spało? - z jednym z chytrych uśmieszków na umalowanych jarzębinowego koloru szminką ustach panna Ś bardziej stwierdzała  niż pytała - Dziwne... ten dzień, a ty spałaś spokojnie, nie mówiłaś przez sen, nie miałaś szybszego tętna i na dodatek uśmiechałaś się beztrosko.
- Uhm... - zamruczała Mi - spało mi się dobrze. DOBRZE! I jazda z mojego łóżka, bo mdli mnie od twoich perfum. Mówił ci już ktoś, że są tak potwornie słodkie, że aż chce się od nich rzy...
- Spokojnie i bez brzydkich słów Mi... - znowu paskudnie uśmiechnęła się Ś - tak ich przecież nie lubisz... No i widzisz kategoryzujesz tak bardzo, że mnie też mdli. Twoje łóżko, twoje życie, twój świat, twoje, twoje, wszystko twoje!
- Uhm... tu się muszę z tobą zgodzić: moje - Mi podciągnęła pierzynkę i poprawiła sobie poduszkę - Po co przylazłaś? Masz jakiś szczególny powód, czy tylko chciałaś mi zakomunikować, że mój sen cię rozczarował?
- A ciebie nie? Zawsze wszyscy tłumnie ci się śnili, zawsze płakałaś, zawsze przeżywałaś, zawsze była wokół ciebie pustka i bałaś się zimna, a nie mogłaś się obudzić i poprosić, aby Troskliwy do rana nie gasił lampki i obejmował ciebie mocno. Ale zawsze czekałaś na ten sen. Nie dziwi cię to? - Ś poprawiła fałdę spódnicy, założyła nogę na nogę i zaciągnęła się papierosem.
- No nie! tego to już za wiele! Przychodzisz z rana, dywagujesz i palisz bez pozwolenia - Mi zaczęła dym odganiać od siebie szybkimi machnięciami dłoni.
- Taaa... bez pozwolenia, co? to jeszcze bardziej ciebie wkurza niż sam dym. Dym jest miły moja miła. Dym zasłania, dym oczyszcza, dym ma smak i zapach. Dym nie jest taki bezsensowny, jak większość uważa.
- Dym może i tak... ale palenie jest obrzydliwe.
Panna Ś zaśmiała się i wydmuchała kolejny kłąb dymu w nos Mi. Oblizała dolną wargę i długimi, bardzo delikatnymi palcami najpiękniejszej kobiecej dłoni, na której lśniły pierścionki z ogromnymi oczkami o żywych odcieniach, poprawiła pukiel włosów, który spadał jej niesfornie na policzek.
- Obrzydliwe, obrzydliwe - Ś zaczęła śmiejąc się przestrzegać Mi - a kto twierdzi, że wiedzie żywot hedonisty? No ale moja droga, tu muszę ci złożyć ukłon: trudno było znaleźć hak na ciebie, bo w tym uwielbieniu tego, co twoje, uważasz bardzo i najpierw próbujesz, a potem podejmujesz decyzję. Zwykle rozsądną... - Ś skrzywiła się z niesmakiem i lekką irytacją. Mi się zaśmiała.
- Takie wielkie słowa? No proszę... Ś też można zirytować. Kto by pomyślał? Ostoja cierpliwości...
- Mylisz się bardziej niż bardzo - Ś przybliżyła ogromne oczy do twarzy Mi i skandując słowa powiedziała - jestem spokojna i opanowana, jestem też szybka i nierozważna, ale zawsze jestem.
- Jesteś, jesteś, temu nie zaprzeczam. Panoszysz się i zbierasz pochwały. Piszą o tobie wszyscy i popełniają kolejne błędy, a ty je bierzesz za uwielbienia. Powiedz jeszcze, że dobra jesteś. - Mi ziewnęła i zniecierpliwiona zaczęła śledzić wzorek na kołdrze.
- A może nie jestem dobra? Jestem nawet czasem najlepszym wyjściem. - Ś zaczęła obracać w palcach drugi papieros, ale przyjrzała mu się krytycznie i schowała do papierośnicy. - Czas na mnie.
- Na mnie nie. Chcę dzisiaj odpocząć.
Ś zaśmiała się perliście i zaczęła poprawiać długie czarne kozaki.
- Taaak... ty wiesz wszystko. Jaka ty byłaś oczytana i świadoma: odchodzenie od wiatru i chłodnego dotyku prześcieradła, tak lekko ubyć z zapachu, z barwy i wcale nie patetycznie. Wiesz jak mnie wtedy drażniłaś mądralo? Tym brakiem uczuć i emocji? - W głosie Ś zaczęły pojawiać się nuty jeszcze większego zniecierpliwienia, Mi patrzyła na nią bez strachu i z lekką już odrazą, podobną do tej, z jaką patrzy się na gościa, który pojawił się bez zapowiedzi i znacząco przeciąga moment wyjścia, chociaż stoi przy samych drzwiach. - Ale mylisz się, moja ty opanowana - Ś uśmiechnęła się serdecznie i Mi pomyślała, że w gruncie rzeczy jest to piękna kobieta, tylko tak jakoś nienaturalnie blada - mylisz się i to bardzo, jestem cierpliwa, ale nie podła, nie szukałam haka, sama go stworzyłaś: można ubyć lekko i z barwy, odejść nawet od uważnych jego oczu, ale wtedy, gdy są to uważne oczy dziecka, lekkość staje się ciężarem... - Mi przełknęła ślinę i poczuła, że okolica serca drętwieje i drga, a prawa pacha i pierś bolą jeszcze bardziej. Ś przyjrzała się jej uważnie i wychodząc przesłała pocałunek na dłoni - Trzymaj się cieplutko zatem i pamiętaj, że na mnie zawsze możesz liczyć.
- Wiem - Mi opanowała brzmienie głosu - ale dzisiaj daj mi do cholery odpocząć. I pamiętaj, że ja wiem, a to zmienia perspektywę. - Mi położyła się, zamknęła oczy i próbowała zebrać myśli, ale słyszała wyraźnie perlisty śmiech rozbawionej Ś dochodzący już z klatki schodowej. Nagle śmiech na chwilę przycichł.
- Jak nic zapala papierosa - pomyślała Mi - nie dba o siebie dziewczyna i nie chce tego przyjąć do wiadomości. A ostatnio też I trochę schudła... 

    Mi postanowiła wstać. Chłodny dotyk podłogi w kuchni i odgłos bosych stóp na parkiecie przedpokoju urealniał ją tu i teraz. Zaparzyła kawę w ogromnej filiżance. Włączyła radio. Upewniła się, że Ono śpi spokojnie w swoim pokoiku, a Troskliwy nie obudził się jeszcze. Na powrót ułożyła się wygodnie w łóżku, wzięła do ręki książkę o spadających aniołach i wszystko wróciło do normy. Pozostał tylko ten dziwny lęk w sercu Mi i świadomość, że Ś nie myliła się w swojej ocenie sytuacji.