niedziela, 5 kwietnia 2009

dźwięk

     W uśpioną i rozleniwioną ciszę mojego domu wdarł się dźwięk. Dźwięk i ruch. I rytm. Właśnie wtedy, kiedy obiecywałam sobie, że już nigdy więcej, ślubny przyniósł do domu sznaucera. Maleńkiego. Spisek z najszczęśliwszą uknuł. Drań pocieszył się szybciutko, bo i maluch przemiły. Mnie było trudniej się przemóc, ale tego chyba było mi trzeba. Spacery z rana są wspaniałe. Świat z innej perspektywy, niż okienna i bez kubka gorącej kawy wygląda nieco inaczej. No i ta kawa i ten kubek lepiej potem smakują. Przydały się również cichobiegi.
Pogoda dodała mi sił. Wreszcie. Chociaż wczoraj mogłam zbyt wyraźnie poczuć skurcz i rozkurcz serca. Wcześniej nie zauważałam tej funkcji owego. Śmieszne uczucie.
Pogoda cudna. Świat wygląda inaczej. Ludzie wyraźniej mówią. Chłód nie ziębi. No i znowu mogę gonić króliczka, a nie łapać go... :) klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz