Czasem lepiej nie zastanawiać się i bezmyślnie czekać na rozwój wypadków. Wiem, wiem... a i tak zastanawiałam się, jak będą wyglądały te święta. Zastanawiałam się też, czego mam życzyć teściom moim drogim oraz obu encyklopediom. I czy w ogóle powinnam składać im życzenia, ponieważ te powinny być szczere i serdeczne, a serdeczności w stosunku do nich na końcówce grudnia zaczęło mi brakować drastycznie. Właściwie to i tak się dziwię, że dopiero na końcówce. Ale to zadziwienie nad wszystkim najwyraźniej musi być wpisane w mój horoskop. A sytuacja nagle rozwiązała się sama - drodzy oświadczyli, że jadą do encyklopedii, bo to oni w tym roku chcą urządzić wigilię i święta. Powiem szczerze, że nie była to zła opcja. Potwornie trudno funkcjonować w oparach absurdu. Tym bardziej, że z mojego punktu widzenia ani wytykanie im na bieżąco z uporem maniaka wszystkich wpadek, ani włażenia w d... jak to czynią dwa tomy encyklopedii nie jest dobre. I wiecie, co się stało? Drodzy pojechali na wigilię... którą w większości musieli dla wszystkich zaproszonych przygotować, bo encyklopedie to takie niezaradne misie i im się zdało, że można by, ale nie potrafią, a mama taka sprytna... Drodzy wrócili do domu w pierwszy dzień świąt zmęczeni, dziwnie markotni i kompletnie pozbawieni ciast, ryb, mięs i dobra wszelakiego. No więc ja, jako ta czarna owca, zapakowałam, co miałam i ślubny pojechał bez mrugnięcia okiem, żeby mieli i oni. Pomogłam również przygotować obiad, na który nas zaprosili w drugi dzień świąt, ponieważ od kilku tygodni słyszę o silnym bólu dłoni i nadgarstków teściowej mojej drogiej. W zasadzie to oni siedzieli, a my się krzątaliśmy. Było miło i nagle jakoś tak inaczej. Przy życzeniach i opłatku, bo nie odpuścili, droga popłakała się, a mnie udało się wpleść w moje życzenia życzenie poprawy stosunków między nami, co jeszcze bardziej ją rozkleiło. Wrednie może, bo leżącego kopać się nie powinno, ale nie powstrzymałam się w porę, a potem trzeba już było kontynuować. Jednak mam wrażenie, że jakby zaczynały im się coraz szerzej oczy otwierać. Ostatnie wydarzenia i nasze uwagi zaczęły przynosić rezultaty. Może wreszcie wróci wszystko do normy? Zaprosiliśmy jednych i drugich rodziców do nas w Sylwestra. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że ostatnio widzieli się na początku marca tego roku. Wcześniej spotykali się kilka razy w miesiącu u nas, u nich, na imieninach, urodzinach, rocznicach, świętach, bez pretekstu, na grilla, truskawki, kiszenie ogórków, po prostu. Chodziłam z mamami na zakupy, na kawę, na pogaduszki, do teatru, kina, ot tak na spacer. A potem zaczął się wyścig i rywalizacja, o której nawet nie zostaliśmy poinformowani. Męczy mnie ten temat, bo go nie rozumiem. Kiedy zapraszałam teściów, pomyślałam, że jeśli znowu odmówią (jak to było w moje urodziny, naszą rocznicę i jeszcze kilka nieco mniej istotnych okazji), nie ugnę się już nigdy. A oni ucieszyli się. Mąż mój własny i osobisty twierdzi, że widać było na ich twarzach ulgę. Może i mu uwierzę...
Dzisiaj teściowa do mnie zadzwoniła. Po raz pierwszy od bardzo dawna. I jak dawniej tak bez powodu, po prostu, żeby porozmawiać. Drogi wpadł dzisiaj do syna na kawę, bo był obok. Tym sposobem przyszedł do naszego nowego mieszkania trzeci raz odkąd w nim mieszkamy, a niedługo minie rok. Czy naprawdę tyle musieliśmy wszyscy przejść, żeby coś zrozumieć? I co właściwie zrozumieliśmy... Ślubny, że jego brat jest niestabilny, a rodzice labilni potwornie. Drań, że tylko najszczęśliwsza i rodzic płci męskiej to dziadkowie w każdej chwili bez względu na okoliczności. Encyklopedie, że się nie ścigamy. A ja i teściowie? Boję się pomyśleć, że zrozumieliśmy, że jestem na tyle słaba, że zawsze się poddam, na tyle empatyczna, że pomogę wtedy gdy trzeba i na tyle wyrozumiała, że można ode mnie oczekiwać pomocy, ale uczucia kumulować gdzie indziej. Nie wiem, co mam myśleć. Z jednej strony się cieszę, z drugiej boję się, że to chwilowe i może niekoniecznie świadczące o powrocie do tego, co było. Ponoć nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki...
Podświadomie czekam bowiem na jakiś nagły zwrot akcji u encyklopedii. Oni zawsze muszą być na wierzchu przerastając pozostałych nawet w tych kwestiach, o których nie mają bladego pojęcia. A może to tylko jakieś niepotrzebne rojenia mojej psychiki, których powinnam się wstydzić, co z resztą już encyklopedie zdążyły mi powiedzieć...? klik
Encyklopedie pewnie wszystko wiedzą najlepiej, więc może warto ich posłuchać - hahahaha
OdpowiedzUsuńNiestety, a może stety - zawsze jest tak, że ta najmniej lubiana synowa wypływa na wierzch - jak oliwa sprawiedliwa.
Do mnie chyba ciągle powoli się przekonują, a na początku było bardzo ciężko.
Buziole.
Witaj.
OdpowiedzUsuńWiesz i do mnie teściowie musieli się przekonać...potem mocno pokochali- teściowej już nie ma wśród nas i brakuje mi jej bardzo.
Czasem warto zrobić pierwszy krok- w końcu jesteśmy młodsze :)
Pozdrawiam cieplutko :)
Ja tych kroków Morgano zrobiłam tysiąc ostatnio. A teściów znam od lat 16 :) i zawsze było dobrze. Przez tyle lat zdążyliśmy się poznać i porozumiewać bez słów. Od jakiegoś czasu jednak ktoś to konsekwentnie niszczył i podważał. Ja im nie mogę kazać myśleć inaczej, muszą sami do pewnych spraw dojrzeć - w pierwszych postach sprawę wyjaśniałam :)
OdpowiedzUsuńKantadesko... że do Ciebie, to ja się nie dziwię, ale ja jestem wspaniała ;DDDDDDD Żartuję oczywiście, mam nadzieję, że się nie obraziłaś. Najbardziej boli, gdy nagle ludzie zmieniają się pod czyimś wpływem i nie wiadomo dlaczego.
OdpowiedzUsuńAgusiu a ja Ci gratuluję. Asertywnosci, wielkiego serducha i umiejętnosci cichego pouczenia bez sprawiania przykrosci. Wiem od kogo mam się uczyc. Dzieki
OdpowiedzUsuńPrzekoro kochana... tutaj żadne nauki nie gwarantują sukcesu :) Asertywność dziewczynko graniczyła we mnie z agresywnością chwilami, więc się zastanów ;))))))))
OdpowiedzUsuńTak naprawdę, to czas pokaże , jak naprawdę jest. Nie łudź się za bardzo....Taką czarną owcą i jeleniem zazwyczaj zostaje się do końca. Ja Ci to mówię "czarny jeleń".
OdpowiedzUsuńTeściowie teściami, gorzej jeśli nagle, pierwszy raz po 31 latach widzisz, że własna Matka jest na dystans... i nie wiesz o co chodzi, nie rozumiesz, czemu będąc sobą zostajesz odsunięta na bok :(. Miałam podobne Święta, mózg mi rozsadzało.
OdpowiedzUsuńAgnieszko, czasem dobrze jest dać sobie czas...i nie próbować na siłę rozwiązywać problemów. Myślę, ze przez ten czas Twoi teściowie zrozumieli swój błąd i teraz próbują go naprawić...A Ty postąpiłaś bardzo dobrze, nie odwracając się od nich i dając tę szansę, którą mam nadzieję, że dobrze wykorzystają. I słusznie, że wspomniałaś im o poprawie stosunków...czasem trzeba otwarcie powiedzieć o tym, co nas boli, aby ta druga strona wiedziała, że trzeba coś w sobie zmienić. Miałam ostatnio podobną sytuację z moim bratem, zachował się wobec mnie bardzo nie w porządku, więc dałam mu czas...nie dzwoniłam, nie robiłam mu wyrzutów...Po jakimś czasie sam zadzwonił...i był dla mnie bardzo miły...Uznałam więc, że zrozumiał i drugi raz już się tak nie zachowa. Życzę Ci, abyś już nigdy nie musiała przeżywać takich rozterek i aby te stosunki z rodziną były co najmniej dobre a jeśli to możliwe, to nawet serdeczne. Pozdrawiam Cię i całuję:)))genevieve
OdpowiedzUsuń~ podobno każdy ma takich teściów na jakich zasłużył ha ha ha. Powiedzenie zasłuchane od mojej teściowej .Uwierzysz ?. Moi od lat są całkiem znośni. Mają swoje humory, a jakże, lecz teraz, nasze relacje są już bardzo poprawne...Czego i Tobie Agnieszko życzę. Grunt to się nie poddawać i trwać przy swoim. Starszym ludziom, niekiedy, trochę więcej czasu zajmuje nabranie przekonanie do właściwej osoby.Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńPowiadam Ci Agnieszko zróbcie sobie wszyscy razem fotografie. Zobaczysz jak dobrze wyjdzie :-)))))))
OdpowiedzUsuńszczur z loch ness
W sumie z powodów powyższych zwykle staram się wymigać od świątecznych wizyt u teściów. Generalnie nic do nich nie mam, ale Duńskiego jakby na boczny tor odstawili, dzwoniąc jedynie w interesie nie naszym. I żeby nas zaprosić na niechciane przeze mnie święta. Bo im bym jeszcze umiała złożyć życzenia szczersze, ale co powiedzieć bratu Duńskiego, który kiwnięciem palca mógłby zdecydowanie przyspieszyć spełnienie jednego z marzeń-zamierzeń, ale zwyczajnie nie ma ochoty. Nie wypomnę Mu tego, bo moja asertywność mogłaby się momentalnie w chamstwo zmienić, ale.. łamać się z nim też nie chcę.
OdpowiedzUsuńto dobrze wróży, oby już nie dali sie wodzić za nos, bo Teściowie niezbędni i potrzebni:-) Obyś jeszcze kiedyś przestałą sie bać, że to co złe powróci:-)
OdpowiedzUsuńDorotko... dziewczynko... nie strasz ;) ale w sumie lepiej być jeleniem, niż despotą. A może znowu się mylę.
OdpowiedzUsuńMoże coś się stało...? Porozmawiajcie na spokojnie :*
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Genevieve za tak ciepłe słowa :*
OdpowiedzUsuńNo to mnie Majeczko pocieszyłaś! ;))
OdpowiedzUsuńhahahhahhahahaa aleś trafił z tego Loch Ness akurat, kiedy się wyżalam :)) Fotografia mówisz? Tylko po co mi dowody?...
OdpowiedzUsuńTanyuśa!! ja to Cię po prostu lubię :) za asertywność też ;)
OdpowiedzUsuńTak myślisz Jutka? Byłoby wspaniale. Mam nadzieję, że jesteś dobrym prorokiem :)
OdpowiedzUsuńŚwiąteczny obyczaj ciekawy jest nadzwyczaj :-) ale myślę, że wszyscy mają podobnie, tylko w różnych konfiguracjach i nazwałbym to wszystko akrobatyką artystyczną :-)))))
OdpowiedzUsuńszczurek z loch ness
ps. tak się zastanawiam jak u Ciebie tworzyć wątki komentarzy, bo jeszcze się nie rozejrzałem w opcjach, a dopisywanie zawsze na końcu jest jakies dziwne
Nie da się tworzyć wątków komentarzy, albo jeszcze nie odkryłam tej możliwości. Co w sumie stwarza dodatkowy chaos. Ale jest głupie, przyznam.
OdpowiedzUsuń