piątek, 3 maja 2013

I'm taking a moment...

    ... żeby powiedzieć, że dzisiaj moje prywatne katharsis otworzyło mi nieco oczy i leciutko zastanowiło. Tak chyba musi być, że czasem przychodzi moment, w którym możemy obejrzeć własną sytuację z różnych perspektyw. I ocenić.
    Kiedy drań był w brzuszku i wiercił się okrutnie, kopiąc i zaczepiając stópkami o moje żebra, Madzia dostarczała mi sterty książek. Żebym czytała, leżała i się relaksowała. Wśród nich była i ta autorstwa I jeden podstawowy nadwymiar, czyli drań.
Według jednej z postaci filmu, kiedy życie prywatne leży w gruzach, nadszedł czas na awans. Coś w tym jest... A jakie jest moje życie prywatne? Nie wiem. Niewiele obecnie wiem. Nie potrafię dostatecznie dokładnie oceniać. I nie chcę. Obecnie albo już. W tym całym czasie dla nas brakuje mi czasu dla siebie. Brakuje mnie sobie samej. Właściwie wiele mi brakuje. Mnie też... Ale o gruzach raczej nie ma mowy.
    A może to po prostu burza i Lilith, która chyba właśnie uciekła z mojego znaku, albo znalazła się w koniunkcji do Merkurego i wspólnie wycięli mi znowu jakiś niezły numer?
    Dopiłam właśnie druga kawę. Obok mnie teoria atomów Demokryta i Rozmowy o Biblii Świderkówej. Dranisko przysypiające podczas oglądania Madagaskaru i mąż śpiący zupełnie z książką w lewej dłoni. klik



8 komentarzy:

  1. Agnieszko, czytam i mam mieszane uczucia. Bo moja własna osoba znajduje się dokładnie na drugim biegunie. To, o czym piszesz, jest dla mnie w tej chwili abstrakcją, bo i praca inna i nadmiar domowych obowiązków stłumił całkowicie inne ambicje... I w tym wszystkim nie odnajduję czasu dla siebie... I nie wiem, co jest lepsze, bo nie wyobrażam sobie mojego świata bez tych małych wypełniaczy czasu...Ściskam

    OdpowiedzUsuń
  2. Najbardziej z tego wszystkiego podoba mi się wyjazd do Lwowa. Nie wiem tylko, czy koniecznie służbowy. Bo ja jestem na etapie albo walnięcia tego wszystkiego i na wszystko się wypięcia, albo zmobilizowania się do czegoś, co mi skrzydeł doda. To drugie pod warunkiem jednak, że szefowa nie będzie mi patrzyła na ręce, a zaakceptuje i spojrzy dopiero na koniec.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale w tym całym młynie energii. Ups... Dosłownie pęd. Agnieszko, jednak dla siebie choć kilkanaście minut musisz znaleźć. W przeciwnym razie sprawy do załatwienia będą się mnożyć, a kiedy wreszcie przystaniesz, za głowę się złapiesz, że to ćwierć wieku minęło!
    Lwów - piękne miasto. Pozdrów ode mnie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo lubię ten film...daje do myślenia. Uwielbiam też aktorki, które grają dwie główne postaci tzn. Meryl Streep i Anne Hathaway. Ze względu na nie mogłabym go oglądać bez końca. Jednak świat, jaki tam zaprezentowano wydał mi się dość przerażający. Nie wierzę Agnieszko, abyś mogła choć w minimalnym stopniu upodobnić się do Mirandy. Po prostu jesteś bardzo aktywną kobietą i chcesz się realizować zawodowo. Wierzę w Ciebie i wiem, że sobie poradzisz, nie zaniedbując przy tym rodziny. Jednak pomyśl też czasem o sobie. Ściskam Cię mocno i pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Zamieszanie... tak życie ma swój cel... nie wiadomo jaki... ślę mocne uściski...

    OdpowiedzUsuń
  6. Granica między światami czy wymiarami - to linia łącząca czy dzieląca? Nurtuje mnie to, ale oby tylko takie problemy były...
    Ściskam Cię, Agnieszko!

    OdpowiedzUsuń
  7. A bo my mamy wyobrażenia o świecie. Z książek, filmów i innych takich. I sobie myśli, że albo będzie Anią z Zielonego Wzgórza, albo Mirandą (albo wybierz sobie inteligentniejsze przykłądy). Jak ja to wszystko przeżywałam. Kariera/rodzina itp. A jedyne co możemy zrobić to podejmować dobre wybory za każdym małym krokiem. Pilnuj tylko, żebyś wystarczająco często wybierała czas dla siebie ;*

    OdpowiedzUsuń