czwartek, 13 lutego 2014

nawet nie wiem, jaki tytuł dać i po co to piszę właściwie...

    Naga przytuptała cichutko i usiadła za moimi plecami kompletnie niezauważenie. Poczułam ją zbyt późno. A może podświadomie nie chciałam zauważyć tego, co powinnam. Od kilku miesięcy droga poprzez puszczę z rana jest okraszona obecnością postaci znanej od dawna, poznanej nagle na nowo z całą panoramiczną perspektywą indywidualnych doświadczeń. Nie zauważyłam, kiedy ta obfitująca w ostre łuki trasa stała się krótsza, nawet jeśli trzeba było jechać z prędkością minimalną podczas śnieżycy. Nie zwróciłam uwagi, że tak trafnie są wychwytywane wszystkie moje nastroje, nawet te szczelnie ukryte. Nie zastanowiło mnie, kiedy pozmieniał plany, aby towarzyszyć mi w konferencji kompletnie nie z jego bajki i jeszcze kilku innych momentach również tylko wokół moich tematów oscylujących. Ba! nawet myślałam, że może zainteresowałam pragmatyka idealizmem. Nie wzięłam pod uwagę, że aby zobaczyć budynek strony oskarżycielskiej wymiaru sprawiedliwości mocno muszę wychylić się z mojego okna, a jednak sms treści "zamknij okno, bo mróz zbyt duży na takie wietrzenie i kwiatki zmarzną" rozśmieszył mnie podczas wielce ważnych spraw służbowych.
Tak... dzisiejszy poranek zdecydowanie był hektolitrem wrzątku wylanym na moją głowę. Zawsze miło, poprawnie, przyjaźnie, wbrew pozorom na dystans. A jednak za dużo, żeby nie zauważyć. Piję trzecią kawę, nie jestem w stanie niczego odsłuchać, pomyliłam jedne dokumenty, drugie wypadły mi z rąk nagle dziwnie rozdygotanych. "Coś się stało?" zapytała stażystka mocno zdziwiona. Nie wiem. Myślałam, że nie. Myślałam? Nie? Czy myślałam? Czy w ogóle powinnam o tym myśleć? Cholera. klik

1 komentarz:

  1. o fiu, fiu... czyżbyś przypadkiem niechcący zainteresowała sobą jakiegoś adoratora??

    OdpowiedzUsuń