wtorek, 3 sierpnia 2010

regeneracja

    Planujemy, mapujemy, małpujemy i notujemy w przewodniku dodatkowe informacje, których tam brakuje, a chcielibyśmy je mieć pod ręką. Czyli w mojej torbie. O ile torby przepastnej nie zapomnę zabrać ze sobą oczywiście. Albo przewodnika uzupełnionego. Jakoś tak bowiem się dzieje, że najciemniej zawsze pd latarnią, a wszystko, co położę w widocznym miejscu, ginie bezpowrotnie i żadne logiczne punkty myślenia nie mogą do zguby doprowadzić. Co do zguby faktycznie doprowadza, bo wtedy to już zupełnie nie wiadomo, co zwiedzać wpierw, a co najsamprzód i robi się bałagan poznawczy, a przy draniu ten bałagan jest niepożądany. Chociaż w zasadzie to trochę głupie, że po wyczytaniu wszystkiego na stronach, gruntownym przeczytaniu przewodników i obejrzeniu kilku setek grafik, przebyciu wirtualnych spacerów i doczytaniu legend chcemy jeszcze w dane miejsce pojechać. No ale kto powiedział, że jesteśmy normalni? Hm... no właśnie... kto?
I jakoś mnie nawet przestała przerażać pogoda, która psuje się, ilekroć kurs na południe obieramy. A niech jej... jakoś to będzie. Przeżyłam wczoraj nasmarowanie twarzy przez pomyłkę balsamem do stóp, przeżyję deszcz. No bo się pomyliłam. W sumie... ten regeneruje i regeneruje... klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz