czwartek, 20 września 2012

zabawne...

    Nabyłam dzisiaj drogą kupna firany. Drania uzbroiłam w trzy nowe kurteczki. Przymierzyłam piękny, króciutki, totalnie pomarańczowy płaszczyk. Cudo... niestety ciut za obcisłe rękawy wprawiły mnie w stan niepewności co do tego, czy wypada. Do jutra mam przemyśleć sprawę. Zatem myślę. "Ale masz piękną żonę" zakrzyknęła moja przyjaciółka licealna do męża mojego osobistego. Ponoć nie widziała u mnie jeszcze tak jasnego blondu i ponoć nie widziała mnie jeszcze nigdy w malinowym płaszczyku. A znamy się lat 20. Jak to brzmi... W sumie brzmi też zadziwiająco, że już czwarty rok trenuje drania, robiąc z niego tenisistę. Chociaż ja wolę myśleć, że on się po prostu dobrze bawi i turnieje są sprawą mocno drugorzędną. A drań z dumą nosi swoją licencję o numerze ponoć najwspanialszym dla niego i z chęcią większą niż ogromna biega po korcie ziemnym. Woli mączkę niż halę, woli rakietę head od innych, w butach Adidasa gra mu się lepiej niż Nike. A ja patrzę z boku i odpływam. Rośnie ten robal. Dzisiaj trzeba było poruszyć kwestię ewentualnej szkoły językowej lub korepetycji z angielskiego. Chciałabym, aby mówił w tym języku. Chciałabym... wielu rzeczy dla niego i jakoś tak nie mogę się nadziwić, że on jest już taki duży. We wtorek wprawił mnie w osłupienie na boisku. W stroju Rooneya z czarnymi kolanami, łokciami, dłońmi i usmarowanym czołem na równi z policzkami cieszył się z karnego wbitego do bramki ściskając mnie mocą całego swojego wyrośniętego nagle jestestwa. Nie mam pojęcia, po kim on taki zapał do sportu odziedziczył. I tyle energii. Piłka nożna, tenis, basen. Na sobotę wybłagał pierwszy trening siatkówki. Tak tylko, żeby zobaczyć. Bo tak mu się podoba i chciałby z ciekawości. Bo on tak nas prosi bardzo, bardzo. Dzisiaj zapadła decyzja, że zobaczymy. Zobaczymy... Ja wiem, jak to się skończy. Mąż mój własny i osobisty weźmie to już na siebie. To, czyli kolejne godziny poświęcone sprawności fizycznej dziecka. Weźmie na siebie, chociaż sugerował, że ja z trenerami znacznie lepiej rozmawiam. Zostało mi to sprzed lat kilku, które w innej galaktyce oscylują.
Mam świadomość, że trzeba decydować się na jedną dyscyplinę, a on dodaje sobie kolejne. Mam również świadomość, że nie chcę mu ucinać i kazać podejmować wiążącej decyzji. Na razie wszyscy dajemy radę. Największą radę daje jednak on sam.
Odpoczywam. Odpoczywam w tym tygodniu absolutnie. We wtorek musiałam pojechać do pracy, chociaż na wstępie oświadczyłam, że mnie nie ma i jestem tylko dlatego, że muszę skończyć to co ważne i nie mam ochoty słyszeć i widzieć niczego poza tym. Miałam ubaw widząc, jak sprawy opływają mnie mimochodem i nie daję się sprowokować. Taki przerywnik w pracy i w urlopie - jakby zawieszenie między wymiarami. Teściowie przywieźli mi wino hiszpańskie z Barcelony. Właśnie sączę je małymi łyczkami z ulubionej lampki. I stwierdzam, że jednak wolę mołdawskie na równi z francuskim. A właśnie... tak przy okazji trunków... niedługo jadę na Ukrainę. Za to na wakacje zaczęły snuć się obok nas plany związane z Bułgarią. Nagle okazało się, że wyciągam rękę i biorę to, co mi się podoba. Zabawne... Nauczyłam się cieszyć wszystkim co pozytywne. Tego jest naprawdę dużo na świecie.

11 komentarzy:

  1. Bo sama jesteś pozytywna i tyle wokół Ciebie energii pozytywnej...
    Oj, usiadłabym przy Tobie i tego wina trochę bym po....sączyła!.....

    OdpowiedzUsuń
  2. A moze i dobrze, ze Mlody do tylu sportow ma zapal i wcale nie trzeba sie decydowac na jeden konkretny, bo bardziej wszechstronnie bedzie sie rozwijal. Chyba ze planuje kariere sportowa, to wtedy warto byloby sie skupic.. a tak przy roznorodnej aktywnosci wszystkie miesnie beda sie rozwijac.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaka mama takie dziecko... pozytywnie patrzy na sport, bo widzi, że Ty pozytywnie żyjesz :) Pięknie, malowniczo, z blond głową do przodu. I ulubionym dla równowagi. Cieszę się, że dobrze u Was. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj
    Agnieszko przyszłam na Twój blog w celu ukojenia. Dziś poleciał do Anglii na studia mój syn, a ja już tęsknię.
    Pozdrawiam Ciebie i bliskich najpiękniej, jak można :)

    OdpowiedzUsuń
  5. No to czekam do grudnia i mam nadzieję, że Dranisko mi się pochwali tymi wszystkimi umiejętnościami :-)
    Ps. A kółeczka jak mu wychodzą? Ćwiczy? Bo ciotka sprawdzi :-)
    Ps.1. Jak tam zakwas i chlebek? Dał się zjeść?

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj, Agnieszko, jak mi potrzeba dziś Twojej pozytywnej energii... Usiadłam i jeszcze raz przeczytałam post... Nie wiem, jak to się dzieje, ale po wizycie u Ciebie nabieram takiego błogiego spokoju, że problemy same się rozwiązują i okazują się problemikami... Pisz tak częściej :) Ściskam jesiennie

    OdpowiedzUsuń
  7. Człowiek, który zna swą wartość, jest szczęśliwy i uszczęśliwia innych.
    Tak trzymaj, Agnieszko.

    OdpowiedzUsuń
  8. Pozdrawiam z Krainy Loch Ness :-) i pozwolę sobie polemizować z tezą, że tylko jedną dyscyplinę należy trenować. Każdy rodzaj ruchu kształtuje inne mięśnie i inny rodzaj sprawności, bo przecież o harmonijny i przede wszystkim zdrowy rozwój chodzi a nie medal olimpijski za lat tam ileś :-)
    Buziaki dla Was :-)
    Szczurek

    OdpowiedzUsuń
  9. :) Pamiętam dobrze, Twe rozmowy w szpilkach z Trenerem na sali gimnastycznej :)))) Cieszę się a w Blond wyglądasz naprawdę świetnie :) :*****

    OdpowiedzUsuń
  10. Myślę, że skoro w Draniu tyle zapału, nie ma potrzeby wybierać: nich się rozwija w tym, co Mu radość sprawia. Najgorzej jest dziecko zmuszać, uważam.

    OdpowiedzUsuń
  11. na pewno przyjdzie taki moment, że będzie musiał wybrać, ale może nastąpi to całkiem naturalnie i bezboleśnie:-) Moja musiała wybrać, między nożną a basenem w pewnym momencie :-)

    OdpowiedzUsuń