piątek, 8 listopada 2013
imagine, ilinx i jeszcze coś
Przyczaił się nagle listopad i wraz uwielbianymi przeze mnie kolorowymi
liśćmi z drzew zleciały te pierwsze i te drugie jego dni. Ba! nawet te
trzecie i te czwarte. A co za tym się kryje, zleciał również czas do
kolejnego wielkiego wydarzenia w skali powiatowej i pani wpadła w wir
szykowania jednej z wielu stałych, dużych imprez. Tym razem
pod znakiem patriotycznym. A poza tym... Poza tym znowu udaje mi się
ukrywać lekkie drżenie rąk, kiedy myślę o oraz delikatne drgania w
głosie. Pani przecież jest opanowana i pani się nie cofa w swoich
decyzjach przemyślanych przez nią samą starannie uprzednio,
skonsultowanych i z naddanymi scenariuszami awaryjnymi. Jak tak myślę o
tej pani z boku to chwilami zastanawiam się, czy ja ją znam w ogóle. Bo w
szczególe zdaje mi się być skrajnie inną osobą. Bez emocji. Stonowaną. Z
uśmiechem na twarzy pomimo sytuacji, osób, reakcji organizmu. Zabawne,
że są to takie chwile, które pozwalają mi się poczuć jak na studiach.
Tak... w swoim pokręceniu lubiłam egzaminy ustne. I to napięcie przed. I
tę radość po. I poczucie lekkości. Kilka(naście) minut i werdykt,
uczucie lekkości, swobody, zadowolenia z siebie. Teraz mam podobnie, z
tą różnicą, że te dwa stany rozciągają się w czasie, a emocje muszą być
na wodzy bardziej. Ilinx. Tak. Do życia potrzebuję ilinx. Kupiłam
wczoraj płaszcz. Z jedwabną podszewką. Płaszczyk też kupiłam. I buty.
Koturny. Lakierki. Wszystko czarne. I szminkę. Krwistoczerwoną. Zakupy
łagodzą stres i podwajają go równocześnie, bo zaczynam się skupiać na
tym, że nie tylko będą mnie słyszeć, ale i widzieć. A kto? A wszyscy. To
nie pociesza. Ilinx wtedy się ujawnia i niczym na karuzeli oglądam
krajobrazy, scenariusz mam podprogowo wczytany z możliwością
wprowadzenia korekty bądź improwizacji. A ta ostatnia zaczęła mi
wchodzić w krew. Również w kwestiach prywatnych. Niektórych, ale jednak
codziennych. Takich, na które czekam przez kolejne godziny dnia. Póki co
nie walczę ze sobą. Póki co nie chcę. Karuzelę odbiera się przecież
zmysłami tylko. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałam szminkę na ustach. A
dzisiaj mam i czarny cień na powiekach. Ilinx. klik
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
I ściślej mówiąc , dzisiaj czujesz się piękna. Przymknęłam oczy i ujrzałam ową panią z błyszczącymi krwistoczerwonymi ustami.
OdpowiedzUsuńTak... karuzele odbiera się zmysłami. I niechaj tak zostanie. Całuski!
:) :*****************************************************
OdpowiedzUsuńTak..."karuzelę odbiera się przecież zmysłami tylko". Czerwoności też potrzebuję ostatnio. I turkusów. Powodzenia!
OdpowiedzUsuńIdziemy jednym torem: świat wokół wariuje, a ja też zrelaksowana. Podobno to widać. Miło wojen aktualnych i tych za chwilę.
OdpowiedzUsuńno, no, no.. :D
OdpowiedzUsuń