czwartek, 15 maja 2014

czas bocianów

     Mój czas ostatnio to weekendy intensywne i te pozornie zwyczajne, szare z nazwy, dni wypełnione po brzegi feerią osób, zdarzeń i obowiązków sprowadzane popołudniami do draniowych treningów i wieczornego zmęczenia z książką. Co robiłam w marcu? Tak... w tym miejscu jednak musiałam zajrzeć do kalendarza... Cóż... podobnie jak i w kwietniu byłam w wielu miejscach niemalże równocześnie, drań odnosił kolejne sukcesy, a mąż mój własny i osobisty aprobował wszelkie moje dywagacje, rozterki i przemyślenia w obliczu zbliżających się świąt. One natomiast upłynęły jak zwykle zbyt szybko, nie dając oczekiwanego wypoczynku. Na początku kwietnia zmieniłam nieznacznie fryzurę. "Obetnę panią na Victorię Beckham" powiedziała fryzjerka Agata. A ja, nie mając pojęcia kto zacz, miałam tylko nadzieję, że będzie dobrze. Jest dobrze. Jest dobrze również i tak w szerszym rozumieniu, na wielu poziomach pojmowania świata wokół mnie. Teściowa moja droga przeszła rozległy zawał zaraz po świętach, ale dała radę i dzielnie wróciła do świata. Dzielnie dała radę również moja mama, która też na kardiologii musiała zostać. Generalnie kapitalnie może i nie brzmi to wszystko, ale i tak się cieszę, że końcówki są pozytywne. Dziwny stan, przypominający ten przedzawałowy, przeszłam i ja. A bo tak... I to chyba był pierwszy dzwonek, że emocje należy bardziej oswoić w sobie. Oswajam zatem i je i siebie z nimi i otoczenie. Międzynarodowy Turniej Piłkarski poszedł draniowi niezwykle zaskakująco. Poznań przywitał nas co prawda deszczem nieprzyzwoitym, a to wpłynęło na nieprzyzwoitą przyzwoitość. Zatem... nie było włóczęgi i zwiedzania miasta po nocy i spacerów we dwoje. We czworo były. Tak... dwie pary plus parasole. Ale przynajmniej towarzysko. Przed draniem kolejny turniej tenisa. Dwa ostatnie za nim. Podziwiam. Zmieniłam dietę. Lepiej się czuję. Ograniczyłam kawę do niezbędnego minimum. Ostatnie EKG wyszło dobrze. Brzmi to strasznie dziwnie. Zupełnie jakbym pisała nie o sobie. Bo cóż... przecież kupiłam we wtorek dwie torebki. Buty na szpilce zaskoczyły wszystkim jej wysokością i odkrytymi palcami przy absolutnym zabudowaniu całej stopy. Żmijkowana bransoleta ponoć do tej pory nikomu nie kojarzyła się ze mną. Wróciły dekoldy. W kiełkownicy pęcznieją kiełki, którymi zajadam się bez ograniczeń, w kuchni na moim talerzu zagościł wegetarianizm. Za oknem szaro, buro i ponuro, a ja mam gołe łydki i króciutki rękaw. Okulary słoneczne też mam. Kościół za oknem zasłaniają prawie skutecznie drzewa. Droga przez puszczę rano jest zawiła. Powrotna jest prostsza. Omijam puszczę. Jadę polami, podziwiając słupy z bocianimi gniazdami i kręte ścieżki. Odpoczywam. Wczoraj na środku ulicy stał bocian i patrzył zdziwiony, że ktoś śmie jechać akurat tą trasą - drogą powiatową co prawda, ale uczęszczaną niezmiernie rzadko na tym odcinku. Piękny ptak. Nawet nie pamiętałam już, że bociany są aż tak duże.
 W sobotę mąż mój własny i osobisty pokona trudny odcinek rajdowy na rowerze górskim. Wiem, że da radę. Ja wolę nawet nie myśleć o tej prawie 80 - kilometrowej trasie z trudnymi podjazdami i po leśnym poszyciu. Czy trenuje przed? W sumie tak. A również i gra. Dwa razy w tygodniu. Wrócił do koszykówki. W marcu. Zapomniałam, że to sprawiało mu taką radość. A ona mnie. Zmęczony może góry przenosić. Dziwna ta wiosna... zimno, a nad wyraz pięknie rozrosło mi się w tym roku wino na balkonie. Czy to tylko wiosna? Trudno powiedzieć...
klik


A do Poznania takie PS. z draniem przy mikrofonie...


14 komentarzy:

  1. Gdy wróciłam z pogaduch z Tobą, to Darek zapytał: "Nagadałyście się?"... zdecydowanie NIE... I po co tak daleko mieszkasz, no po co?
    Dobrze, że już dobrze i że EKG wyszło jak trzeba....
    Powiedz Maćkowi, że mocno będę w sobotę trzymała za niego kciuki :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj to prawda Asiu - stanowczo za duża ta odległość... :) ja też się nie nagadałam z Tobą, ponieważ w zasadzie to wymieniłyśmy informacje (czubek góry lodowej) o tym, co najświeższe w naszych okolicach ;)

      Usuń
  2. Wczoraj szkoliłam się z panią w obcasach niebotycznych. Nie szpilkach, ale i tak przyprawiły mnie o zawrót głowy. W tenisówkach w kwiatki biega, bo mam lęk wysokości. Dobrze, że nie wyrosłam za duża ;)
    I dobrze, że u Ciebie końcówki są pozytywne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. jak ja Tanyuśka tenisówki założę, to nie potrafię chodzić... chociaż boso idzie mi całkiem dobrze i lubię boso pomykać, np. po mieszkaniu, trawie, piasku :)

      Usuń
  3. Jego radość sprawia Ci radość - cudne!
    Serdeczności zostawiam, Agnieszko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę Aniu nadrobić zaległości... Miło przeczytać słowa Twoje :)

      Usuń
  4. szczur z loch ness18 maja 2014 15:37

    Z tego co widzę, to sala konferencyjna Lecha :-) No cóż, Drań nieźle sobie radzi, miejsce też prestiżowe i niech tak trzyma, co mam nadzieję wytrzymasz także :-))))
    Buziaki od nas dla Was
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 4 czerwca będzie w Krakowie, zatem... no tak, niejako radzi sobie całkiem nieźle ii faktycznie ustalił priorytety wyraźnie przy średniej 5,9... sama nie wiem, kiedy on taki rozsądny się zrobił ;) Ja wytrzymam, czemu mam nie wytrzymać. Emocjonalnie dam radę... chyba.

      Usuń
  5. Odpowiedzi
    1. bo ja prawie w Poznaniu mieszkam i mam wodę ze studni, dzięki której kawa pysznie smakuje :))

      Usuń
    2. hm... to następnym razem dam znać :) lubię wodę ze studni :)

      Usuń
  6. Pozdrawiam Gorąco :)))) widzę, że wiosna przynosi zmiany korzystne, nie tylko u Mnie :) :*

    OdpowiedzUsuń