sobota, 6 września 2008

coś

    Zazwyczaj pani się nie poci. Dzisiaj jednak jest jeden z tych dni, kiedy niby to chłodniej być powinno, a jest tak, jakby spod ziemi wydobywała się para. Zupełnie jakby ktoś przekręcił zbyt mocno wskaźnik temperatury w saunie. Powietrze zwyczajnie stanęło w miejscu...
A ja sączę mocno schłodzone ulubione i rozgryzam kostki lodu. Wspaniale stukają w kieliszku, ale najbardziej lubię je łapać w usta i czekać aż się rozpuszczą nieco, żeby łatwej je było przegryźć. I ten chrzest lubię. I dotyk kieliszkiem do szyi. Balkon bez zabezpieczeń otwarty na oścież. Pogoda na tyle lepka, że nawet komary nie latają. W sumie to dobrze - nie lubię ich, bo zawsze dziobią mnie strasznie. Może mam słodką krew? Te komarzyce to jednak dziwne stworzenia... No i gdzie mam wstawić to jedno dyktando do programu i czy na recytację przeznaczyć jedną lekcję czy dwie z rzędu? Miłe te kostki lodu... fajnie uwypuklają policzki. Tylko zęby drętwieją. Czy zęby mogą drętwieć? Sama nie wiem...
O! i właśnie mam za oknem pokaz ogni sztucznych. Znaczy, że jakaś impreza w powiatowym była. No to wracam do układania godzin jednostkami zwanych...
klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz