poniedziałek, 1 września 2008

dzisiaj

     Zastukały obcasy... Szybko. Miarowo. Zdecydowanie. Na szerokim i długim korytarzu. Zastukały szybko i głośniej niż myślałam, oddając dźwięk z ukrycia spod długich, czarnych spodni. Tak jak podłota radził, żeby niby to młodych hormonów nie drażnić. Taaaak... stukały bardzo miarowo. Obcasy. Puls również. I nagle wszystko stało się takie oczywiste - rozkład godzin, przydział klas, sztandar, hymn, inauguracja, pięknie zaśpiewana przez dziewczyny piosenka klik, która wymiotła ze mnie wszystkie obawy - a miałam ich niemało jednak. I nie wiem teraz już, jak ja te ostatnie lata bez szkoły przeżyłam. Lubię ją. Lubię jej zapach, lubię echo na sali gimnastycznej, lubię kurz na korytarzach i zapach kawy w pokoju nauczycielskim, tablice ogłoszeń i za wąskie przegródki na dzienniki. I nawet biurokracja ludzką twarz pokazała mi dzisiaj...

PS. Drań zaś dzielnym przedszkolakiem jest, a przedszkole stało się sensem jego życia - szczególnie ze względu na zupę pomidorową z kluseczkami ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz