piątek, 24 kwietnia 2009

ze smaczkiem i posmaczkiem

    O tym, że lubię piątki napisałam już razy sto? Bardzo prawdopodobne... Lubię. Są takie typowo piątkowe. Kiedyś miały miły inny posmak, ale i teraz ich smaczek nie jest zły. Hm... może nawet lepszy? A dzisiaj to nawet taki z nutą vermouthu... A tak właśnie. Wieki nie piłam. No to mam. Ha! No i majem pachnie. Niekoniecznie trunek. Trunek, to tak szczerze mówiąc, nie ma z majem nic wspólnego. Powietrze ma. Dużo. Kwitną drzewa owocowe i wszystko ma inny wymiar. Nie chce mi się siedzieć w domu. Skrzydła znowu mi wyrastają. Wolno, bo wolno, ale jednak. Znowu planuję. Planujemy.
Wczoraj byli u nas Margarytka i Sąsiad mój z powiatowego. Ulubione było zatem też. Hm... trunki się leją? Nie... raczej sączą. Mile sączą. Powoli tak, na smaczek... klik
    A czy pisałam już, że zaczynają się moje ulubione miesiące? Pisałam? Niemożliwe, żebym pisała... Przecież ja tutaj tajemnic nie zdradzam za często. Taaaaak... czuję się powoli dopieszczona pogodą i jeśli tak dalej pójdzie, to kto to wie, co to będzie? Sama nie wiem... Już mnie wystawy kuszą i perfumy nowe zakupione i buty dzisiaj przymierzałam. Koturny. Chyba oszalałabym przy moim wzroście, ale są takie... No takie, że po prostu grzechem było nie przymierzyć... Taaak... zdecydowanie byłby to grzech. Ale i one grzechu warte, więc...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz