środa, 1 lipca 2009

zabawa w arbuza

   Nie wiem, ile człowiek może zjeść arbuzów, ale ja dużo. Lubię. Słodkie, soczyste, można zmrozić. Pychota! Nie jem nic poza nimi. No jeszcze mocno słone pomidory. I wino. Ulubione. Wieczorem. Z wodą mineralną. Niebo w ustach. Upał. Czuję, jak mi się na powierzchni skóry skrapla ten gorąc i w postaci potu pokazuje się w okolicy krtani. Łaskocze. Za dwie godziny będzie u mnie Aśka - jedna z naszej piątki, bo właśnie zadzwoniła, że "mam jutro wolny dzień i dawno się nie widziałyśmy, więc mogę?" Może. Zawsze. Jak jeszcze kilka innych osób. Pewnie zaraz wsiądzie do pociągu. Ulubione chłodzi się. Arbuz też. Nie mam pomysłu na kolację. Sofę odkurzyłam dokładnie. Balkon będzie odpowiednio naparowany i nagrzany po całym dniu słońca, aby na nim usiąść i tak pogadać o wszystkim i o niczym. To o niczym jest nawet ciekawsze... Ej kiczi kiczi kiczi aleale cziczi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz