czwartek, 21 października 2010

pudło i Tycjan, czyli o schodach

    Pani właśnie weszła na zaplecze swojej pracowni i niczym w podrzędnym dramacie wpakowała do pudła koloru świadczącego o absolutnym jego braku całą stertę swoich rzeczy. Zdając sobie doskonale sprawę z komizmu sytuacji, a zwłaszcza z dramaturgii owego pudła. No ale ono jest jednak najwygodniejsze, żeby wrzucić doń Słownik z całą masą fiszek z etymologicznego, Markowską, Kubiaka, Wyspiańskiego, Gombrowicza, Hłaskę, Grabińskiego, Poego i całą resztę wspaniałych i wspaniałych. Na wierzchu pani położyła album Impresjonistów, Van Gogha i kilka reprodukcji Pissaro. Z boku pudła było wystarczająco dużo miejsca, aby wsunąć kubek z Adelą Klimta i herbatę jaśminową. Kawę zostawiłam dziewczynom. Obok pudełka śliwek w czekoladzie. A niech mnie wspominają mile. Zawiasy drzwi zaskrzypiały ochryple, kiedy pani wyszła na korytarz i stukając obcasami zbiegła po schodach, dwa ostatnie załatwiając kompletnie nieprzyzwoitym zeskokiem. Lubię schody. Szkołę średnią wybrałam ze względu na zapach i schody właśnie, na wydziale w stolicy miałam wspaniałe wijące się z rzeźbioną poręczą, a w Krakowie do pracowni poetyki wspinałam się po wąskich i trzeszczących. Że niby pani schody w życiu towarzyszą? Możliwe. Niewykluczone wręcz. Jeszcze tylko kilka całusów u pani pedagog, kilka uszczypliwości u trenerów i miła rozmowa z dyrekcją. A reszta niech się naburmusza i narzeka. Wszak co się stać ma, to się stanie w myśl Bułhakowskiego oleju rozlanego przez Annuszkę. Skoro szkolenia dotyczące pozyskiwania i pisania zaliczyłam dwa po godzin zbyt wiele każde, to szkoda byłoby wiedzy w życie nie wcielić. Wcześniej nie chciał nikt, teraz chce wielu, a ja piekę na ogniu trzy pieczenie. I znikam, zmykam, zamykam drzwi za sobą bo ślubny przyjechał. Przede mną tydzień odpoczynku. Tak w rekompensacie braku ferii i wakacji, ale mówi się trudno i w duszy żałuje. Za tydzień zaczynam coś nowego w ramach poszerzania kwalifikacji. Za miesiąc zacznę dokańczać coś zaczętego w ramach ich pogłębiania. A w sobotę spotykam się z uczniami w muzeum w ramach ich posiadania. I kontynuowania. Postawiłam świat na głowie. Ale całkiem niezły z tej perspektywy jest i można go planować.

- Bo wie pani - wytłumaczyłam swojej fryzjerce zdziwionej faktem, że farbujemy, ale nie obcinamy, bo zapuszczamy - ja teraz zaplanowałam mieć rudy Tycjana i kręcone włosy. klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz