poniedziałek, 19 sierpnia 2013

głównie o kawie

    No i nastał poniedziałek. Dzień pierwszy po urlopie. Ów rzeczony przywitał mnie mrokiem i ledwie zaznaczającym się zamiarem wcale nierychłego świtu. Za to kawa smakowała wspaniale. Na balkonie. Z mleczkiem. Parząca delikatnie w usta. Wcale nie było trudno wstać. Wcale nie było przykro wracać. Chyba jednak domieszka pracoholika jest we mnie nie taka drobna. Ba! potężna jest, bowiem tak zupełnie szczerze i między nami: stęskniłam się za tym moim pokoikiem, z moim biurkiem, moimi kwiatami, grafikami, radiem i całą resztą stanowiącą ład absolutny z totalnym bałaganem wokół. Sukienka jakoś dobrała się sama. Buty w zasadzie bezwiednie owinęły mi rzemykiem kostki. Włosy ułożyły się magicznie. Nawet torebka dała się przepakować i o dziwo pomieściła wszystkie szpargały, które musiałam w niej ugnieść. Taaak... ten pendrive jeden i ten pendrive drugi z wszelkimi możliwymi dokumentami, tekstami i innymi pierdołami były mi bardzo niepotrzebne podczas urlopu i wyjazdu. Ale miałam je obok. Tak gdyby coś, na wszelki wypadek, w razie czegoś. Taaak... oczywiście... Oczywiście wszyscy wiedzieli, że mają totalny zakaz telefonowania do mnie w sprawach służbowych. Góra powiedziała, że jedynie powódź stulecia, prezydent ogłaszający stan kryzysu, albo wojna mogą stanowić pretekst do wykonania do mnie telefonu. Nawet nie śledziłam wiadomości, a ponieważ telefon leżał osamotniony, nie byłam w stanie stwierdzić, czy dwa powiaty są bezpieczne, czy nie i miałam to w totalnej niepamięci. I dobrze. Trzeci mój urlop tutaj. Pierwszy w oderwaniu. I to jakim miłym oderwaniu... I właśnie dzięki temu zatęskniłam. Uhm... poważnie. Stażystka przygotowała mi moją ukochaną filiżankę z naszykowaną do zalania kawą i włączyła klimatyzację zanim przybyłam. Ale miło! Zimno. Druga kawa. Sterta dokumentów. Lista tematów. Sumiennie wypełniony w przeciągu zaledwie kilku godzin kalendarz na najbliższy tydzień i dwa kolejne. Tak... to jest to, co wypoczęte tygryski lubią najbardziej. Mąż mój własny i osobisty napisał, że jakoś pusto beze mnie i uwiera go świadomość, że ja już jestem w pracy. Bo on chyba woli mnie udomowioną jednak... Jednak jeszcze nie teraz... Drań natomiast dzisiaj cały dzień w ramionach najszczęśliwszej i wspólnie z nią bawiący się w kinie. Najszczęśliwsza, szczęśliwa, ponieważ wreszcie drań u niej, z nią i tylko dla niej. A tu biały fiołek zakwitł, grudzień urósł, choja wypuściła dwa nowe pędy. Czyli było im dobrze i dostawały wodę we właściwych proporcjach. Nawet nie będę im wyrzucać, że nie uschły z tęsknoty za mną.
Przede mną jeszcze dwie godziny pracy i długa droga poprzez puszczę. Plan na dziś wykonany w połowie. W perspektywie opowieści, przytulenie drania i kolejny rozdział "Alicji w Krainie Czarów" dla niego na dobranoc. Tak... dobrze wrócić. Do pracy, do wypełnionych po brzegi dni, do diety kawowo - stresowej i po tym wszystkim do domu. Ja chyba faktycznie jestem lubiącą swoją pracę blondynką... klik

11 komentarzy:

  1. Oj! A mnie do pracy jakoś w tym roku nie jest tęskno! Tak odsunęłabym ten termin powrotu o jeszcze jakieś dwa tygodnie. Chyba starzeję się... Albo tak zmęczona byłam,że odpoczywać znacznie dłużej muszę.
    Tak się cieszę,że Ty wypoczęłaś i u Ciebie wszystko w porządku!
    Cieszę się,że piszesz!
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję dziewczynko za te słowa :) Ty jesteś przyzwyczajona do wakacji długich, ja długo nie mogłam się przestawić. I chyba nauczyłam się wypoczywać w określonych granicach ;)I proszę mi tu innych aspektów tej potrzeby wypoczynku nie tykać!! Ale, ale... Ty chyba od września nowe maluszki bierzesz pod swoje skrzydła?...

      Usuń
  2. Pozazdrościć, najkrócej mówiąc. Chociaż gdyby tak się nad tym wszystkim zastanowić, to nie jest znany przypadek aby ktoś umierając żałował akurat tego, że za mało czasu spędzał w pracy :-)
    Pozdrowienia z Loch Ness
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. buuuuuuahahhahhahahhahaaa zapewniam Cię, że nie są znane wszystkie przypadki ;DDD Ale pomyśl, wiele rzeczy męczy, a jak budzisz się rano, jedziesz przez puszczę i o 7.30 zastanawiasz się, czy rano połknąłeś czerwoną, czy niebieską tabletkę, bo matrix jest mocno podzielony i każdego dnia inaczej, to nie może być nudno i monotonnie, więc człowieka ciekawi ta wielowymiarowość i różnowątkowość ;)

      Usuń
    2. Codzienność jest upierdliwa, a niecodzienność nuży. No może gdyby tak świtem i przez puszczę :-)
      Serdeczności z krainy Loch Ness :-)

      Usuń
  3. Po takim urlopie wcale się nie dziwię, że masz nadmiar energii :-) Ale pamiętaj, że jeszcze o Piłę musicie zahaczyć... co prawda nie wiem po drodze dokąd, ale pałki się mrożą :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiu... jak mnie jeszcze trochę nakręcisz, to na bank przyjedziemy, zatem uważaj :) Czy Darek już Cię poinformował, co robił w drodze na pociąg dziś rano? ;))))

      Usuń
  4. Jesteś szczęściarą Agnieszko...miło słyszeć, że ktoś z chęcią wraca po urlopie do pracy:))) Buziaka posyłam:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasze nastawienie to połowa sukcesu :) Buziak i odpoczywaj!!!!

      Usuń
  5. Dobrze wiedzieć, że u Ciebie Wszystko na swoim miejscu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam Aguś nadzieję, że u Ciebie też, ale to co czytam na fb i blogu jest smutne dość?

      Usuń