wtorek, 29 grudnia 2009

Pauvre Diable!

    Pani zamknęła szczelnie drzwi, przeciągnęła się leniwie i rozłożyła matę. Najpierw jednak wyłączyła skrzętnie wszystkie telefony, niby przypadkowo odłączyła internet i usiadła. I się zaczęło... Kwiat lotosu prosty jest, ale ciszy wymaga. Ale jak tu ciszę utrzymać, kiedy wyłączone telefony brakiem dostępu do abonenta, czyli było nie było mnie, niepokoją nagle wszystkich, którzy postanowili sprawdzić, czy aby na pewno odpoczywam. A ponieważ wszystkie znaki w słuchawkach telefonicznych, komunikatorach i skrzynkach mailowych wskazywały na to, że ja odpoczywam, bo nie jestem przy danych we wskazanym momencie, należało zacząć tarabanić do sąsiadów, czy aby wszystko dobrze. Ze mną. Dobrze. Ja rozumiem. Ja wszystko rozumiem. Ja rozumiem nawet więcej, niż dużo. Kiedy zatem oddzwoniłam do najszczęśliwszej, drogiej, organoleptycznej, prababci drania i jeszcze kilka innych równie ważnych przedstawicielek niepokoju o mnie i strażniczek mojego wypoczynku jednocześnie, okazało się, że południe zbliża się wielkimi krokami, a ja na macie ległam i rozwijając kręgosłup na podłodze przegadałam kwadransów kilka. No bo odpoczywam... więc czas na pogaduszki mam. A i mam obecnie nawet wiedzę, która z wyżej wspomnianych kobiet życia mojego robi dzisiaj, robiła wczoraj, zrobi jutro.
   Ślubny wrócił do domu, drań śpi, włączyłam wszystko, co tylko daje mi jakikolwiek kontakt z innymi, rozłożyłam matę... lotosu robić mi się już nie chce... idę po ulubione i spróbuję odpocząć. Ale to jest straszliwie męczące. klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz