środa, 7 lipca 2010

głównie o bagażach

    - Nie masz się w co ubrać? - ślubny przystanął przy naszykowanych ubraniach zdziwiony ogromnie, że spakuję nas troje w jedną torbę. Hm... jednak naiwny ten mój mąż własny i udomowiony. Jasne, że nas nie spakuję w jedną torbę, reszta potrzebnych rzeczy będzie w torbie dziewczynki. A oprócz tychże będą jeszcze kosmetyki, żelazko i różne różności. Ale bagażnik się zamknie bez problemu. Tego jestem pewna. Nie lubię bowiem mieć za siedzeniami czegokolwiek poza dziećmi i psiunią.
    No tak... czyli jesteśmy gotowi. Mieszkanie wysprzątane z detalami, okna umyte, firanki zmienione, pościel również. Właściwie to nie wiem, po jaką cholerę zmęczyłam się jak bury osioł i kompletnie nie mogę pojąć, czemu uprałam sofę i chodniczki, ale nad sensem swojego działania zastanowiłam się dopiero teraz. Piękne, które łaszą się i przytulają niesamowicie, mają zapewnione jedzenie na jakiś rok i dwie opiekunki, czyli po naszym powrocie trzeba będzie je odchudzać. Kwiaty może przeżyją. Przeżyje może i Margarytka, która z otwartymi ramionami przyjęła nas w drodze powrotnej. Ja twierdzę, że ona niekoniecznie wie, co robi. Ona jest pełna optymizmu, co pozwala myśleć, że ktoś nas jednak lubi, chociaż ta myśl jest według ślubnego tak niedorzeczna, jak i to, że nad morzem trafimy tylko na upały, a dzieci będą spały przez całą noc, czyli drogę. Boosszzzeee... Zobaczymy. klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz