niedziela, 4 lipca 2010

wiedzieć trza

   Pobyt w puszczy, chociaż  krótki, przyniósł liczne ukąszenia komarzyc. W tym roku szczególnie upodobały sobie moje stopy. I kolano drania. Dziwne jakieś one. Ale co się dziwić? Skoro krwiożercze, to mądre być już nie muszą. A puszcza jak to puszcza: szumi. No tak... lato znaczy w pełni. I upały, z których cieszę się niezmiernie. Upodobanie do nich mam chyba po dziadku, który niepokorny i przekorny nadal siedzi na ławeczce w samo południe i z lubością pali papierosy będąc jednocześnie pod stałą opieką pulmonologa. W czwartek natomiast ponoć zaszkodziły mu truskawki, bo nic innego przecież i dlatego babcia pogotowie wzywać musiała, bo oddychać nie mógł, ale najpierw postanowiła sprzątnąć po obiedzie i przewietrzyć mieszkanie, bo tak to nie wypada, a dziadek bez ogródek zapytał wchodzącego do pokoju lekarza o poglądy polityczne. "Z kim się ma do czynienia, wiedzieć trza" - podsumował dziadek ku furii babci i uciesze całej reszty. My zaś kręciliśmy się między puszczą a nimi, aż wreszcie stwierdziliśmy, że są niereformowalni i lepiej im nie pomagać, bo zaszkodzimy.
   A teraz czeka na mnie sterta prania, chociaż teoretycznie większość powinna być czysta i robienie specyfiku z goździków i spirytusu, który według babci komary odstrasza skutecznie, jak się tym człowiek spryska. Podejrzewam, że odstraszę nie tylko komary, ale mniejsza z tym - wszak w Kazimierzu rok temu nasmarowana cebulą chodziłam.

   Jeszcze nie wyhamowałam na tyle, żeby zacząć odpoczywać. Ślubny naczytał się o jakiś blokadach i się wymądrza, a ja słucham. Niech mu będzie. Jak mnie słońce opiecze, to i łatwiejsza będę w kontaktach międzyludzkich, chociaż dziadka swojego nie po kądzieli mam, a jego geny są silne. klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz