niedziela, 19 lipca 2015

gdybanie z postanowieniem zmian

    W domu. Po Wrocławiu, po Karpaczu, po wielu innych miejscach, które drobne może i, ale ważne także. Upał. Ulewa po raz drugi dzisiaj przeszła towarzysząc burzy nad powiatowym. Moim prywatnym powiatowym. Podczas drugiej stałam na balkonie z ulubionym. Stałam i mokłam. I było wspaniale. Ochłodziłam się. W ogóle ochłodziłam się w ciągu ostatnich dziesięciu dni. Jednak tak długie urlopy mają tę zaletę, że człowiek nabiera dystansu. Co prawda pierwszego dnia ścięłam się z mężem moim własnym i osobistym. Poszłam po całości, czyli o podejmowanie decyzji. Ja się żołądkowałam, on nie. Wolałabym się pokłócić obustronnie. Potem jednak jakoś sama doszłam do wniosku, że nie muszę wydawać poleceń i kontrolować wszystkiego bezwzględnie, bo to dom i życie takie po prostu. I jest mi dobrze. I odpoczywam. I mąż mój własny i osobisty prowadza mnie za rękę dosłownie, co u nas normalne i w przenośni, co jak widzę nieświadomie staram się zmienić. Dzięki temu mam dużo refleksji. A wszystkie zaczynają się od po co, albo od dlaczego. No właśnie... Zaczynają nieśmiało pojawiać się również te zaczynające się od jak. Odpoczywam. Czytam. Nie piszę. Nie piszę bo jakoś formuła tego bloga stała się smętna i męczy. Siadam do niego pełna optymizmu, kończę pełna filozofizmu i negacji. Coś muszę zmienić. W piątek mieliśmy swoją prywatną pętelkę. Spędziliśmy ją na Zamku Książ. Zwyczajnie, bez zadęcia, bez telefonów i słów od bliższych i dalszych.
    Dzisiaj obejrzeliśmy Smak curry. Lubię filmy pozornie o niczym, a pełne tego czegoś nieuchwytnego, które w dodatku kończą się niedomknięciem. Czytam. Zaczytuję się. Jest mi dobrze. Odpuściłam. Dlaczego tak jest, że przez większość roku podświadomie spinam mięśnie i staję się zołzą? Jaka naprawdę jestem? Kiedy jestem tą prawdziwą? Ślubny na dziś kupił mi Ulubione chilijskie. Kota stęskniona mnie nie opuszcza, co przy upale powoduje, że jestem oblepiona jej kudełkami, Luluś krok w krok chodzi za mną i za nią. I zieje. Zwariuję. Chociaż to miłe. Jak można nie wrócić choćby do swoich zwierzaków?

2 komentarze:

  1. Wrócić trzeba. Mam wrażenie, że powroty są najlepszą częścią wyjazdów. Może mają nutkę smutku, że już koniec, ale przecież każdy koniec, to początek czegoś nowego.
    Jaka jesteś Aga? Ty, to po prostu Ty. Aga, którą czytam, bo przecież nie Aga w której czytam. To co piszesz, to Ty, piszesz to, co masz w głowie, albo duszy, albo i tu, i tu. Jeśli słowa płyną, to miejsce, gdzie spływają ma sens bytu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wisława Szymborska też wolała wracać, niż wyjeżdżać.

    OdpowiedzUsuń