wtorek, 17 lipca 2007

... gdy mnie obejmiesz na całe życie...

    A dzisiaj u nas kolejny dzień magiczny. Dzień upalny i ciepły i serdeczny i wspomnieniami przepełniony. Dzisiaj znowu pętla czasu nas porywa i odradza nasze słowa i myśli. I wspomnienia podsuwa... z tego dnia, co już powiedzieć mogę, że przed laty był...
Pamiętam, że czas uciekał, a my go goniliśmy i nadążyć nikt nie mógł. Pamiętam, że usnąć nie mogłam i wtałam przed 5 i sińce pod oczami miałam straszne i mnie wizażystka skrzyczała. Pamiętam, że to ona mi gorset sznurowała, bo nikt by tak ciasno i dobrze tego nie zrobił :) Pamiętam, że do salonu mężuś przybiegł, bo dodzwonić się nie mógł, a chciał zapytać, czy stoły można przestawić, niszcząc moją koncepcję... Pamiętam krzątaninę u nas w domu, do którego zjechali rano rodzice jedni i drudzy i babcia, której nie ma już. Pamiętam, że droga mnie szalem owijała i mówiła, że pięknie wyglądam. Pamiętam, jak rodzic mój płci męskiej palił nerwowo i się tylko usmiechał. A potem wszyscy do nas przyjechali i całym korowodem jechaliśmy tam, gdzie się wszystko stać miało...
Pamiętam, że świadkowi rozrusznik w samochodzie nawalił i mężuś się chichrał, że we fraku pchać będzie, a ja śmialam się z własnej sukni, którą w samochodzie ubrudziłam wiązanką z kwiatów polnych, tą od Madzi. Pamiętam, że i ona psikusa niezłego zrobiła, bo baliśmy się już, że dojechać do nas nie zdąży, a bez świadkowej trudno będzie.
A potem pamiętam tłum znajomych i przyjaciół i uśmiechy na twarzach.
I pamiętam, że dzielna byłam i mężuś mnie mocno za rękę trzymał, ale gdy drzwi się otwarły, a skrzypek zagrał Ave Maria... łzy napłynęły mi do oczu i z miejsca ruszyć nie mogłam...
Nie pamiętam niczego potem... Jedynie to, że storczyk mi z rak wypadł, że trzęsły mi się nogi, głos łamał i przerażona byłam długością przysięgi. Pamiętam, że mężuś mówił mi ją pięknie i patrzył w oczy z taką miłością...
Pamiętam potem ogrom kwiatów i pieniążki i ryż i spacer po Placu Zamkowym i klownów etatowych, którzy do nas z życzeniami podeszli i uśmiechy spacerowiczów, bo sami atrakcję stanowiliśmy niemałą. I monety wręczane na szczęście od turystów zagranicznych... I więcej nic nie pamiętam z tego dnia... Upał straszliwy jeszcze tylko i wierszyk z zaproszenia - banalny może, ale mnie ujął prostotą:
"Gdy mnie obejmiesz na całe życie,
nektar nam ześle sam władca róż,
będą trzy słońca i dwa księżyce,
świty i zmierzchy, i Anioł Stróż."

I są nasze świty i zmierzchy i róże na balkonie... I Anioł Stróż też po mieszkaniu chadza i dba o nas i pilnuje i dogląda. I cieszę się, że ta pętla może się zapętlać i wspomnienia odnawiać, bo to ona nas odradza i daje te emocje, co wtedy nami rządziły i kierowały w stronę celu obranego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz