czwartek, 7 stycznia 2010

milimetr po milimetrze, czyli własna wiwsekcja

    Szukam. Czuję to w każdym milimetrze siebie. Po skórze galopuje mi intuicja. Wychwytuję wszystko i z powietrza i z próżni. Mąż mój własny i osobisty śmieje się chwilami, że niedługo zacznę nietoperza przypominać. A ja szukam. Muszę ustalić nową oś życia i mocno ją osadzić w jakimś centrum. Wybór trudny, ponieważ wyklarowało się kilka osi i kilka centrów. Co wybrać? Osobisty zaczął zdobywać swoje bieguny. Ja trzymam kilka srok za ogon, a każda skrzeczy głośno i realnie. Brakuje mi minut, tygodnie zaczynają się i kończą prawie równocześnie, a ja nie śpię tyle, ile powinnam, jem w biegu i stale czuję niedosyt. Czy któreś z nas powinno ustąpić? Możliwe, ale dlaczego? Czy życie to ciągły kompromis, który tak naprawdę jest zwykłą rezygnacją? Kiedyś ustąpiłam ja. Potem ustąpił osobisty. Potem każde z nas w swoim czasie i tempie zauważyło, że to nie o to nam chodziło i że my jesteśmy ważni, ale przede wszystkim jesteśmy zlepkiem indywidualnych myśli i ambicji. Ano właśnie... cholerne ambicje są i czasem bardziej przeszkadzają, niż by się mogło wydawać.
Wieczorami opowiadamy sobie o swoich światach. Ja już nie znam osób z otoczenia męża własnego i osobistego, mój świat to dla niego serial w odcinkach przedstawiany wieczorami w sposób ironiczny i absolutnie nieobiektywny, bo mój i niczyj więcej. Ja o jego świat już nawet nie pytam. Nie chce mi się próbować rozumieć kto i co i dlaczego tak. Nie chce mi się już podejmować wysiłku zrozumienia tego, co ścisłe i stałe, matematyczne, wyliczone, rozrysowane. A jednak jest dobrze. Lepiej niż może i bym chciała. Wytworzyło się jin i jang. Bezpieczne. Wieczorne, nocne, poranne. Więc czemu cały czas się głowię nad nowymi światami? Po co mi Toruń i Kraków i Warszawa i muzeum i teatr, coraz to nowe teksty, warsztaty i rozmienianie się na milion drobnych, choć ważnych? Czy jesteśmy w stanie rozumieć się bez słów dopiero w momencie, kiedy czujemy się zrealizowani na polu ambicji zawodowych? Głupota. Myślałam kiedyś, że w związku wystarczy dobry seks i odrobina szczerości. Potem zauważyłam, że szczerość jest zbędna.
    Zatem szukam. Wyciszenia po zrobieniu tego wszystkiego, co buduje mnie i staje się moją cząstką. Szukam odpowiedzi na to, ile jeszcze czasu mi zostało. Próbuję podjąć decyzję, czy teraz jest czas na drugie dziecko, czy może ten czas już minął, ponieważ w przyszłości tego czasu już nie dostrzegam. Próbuję ocenić, która z ważnych rzeczy jest ważna nieco mniej. I dochodzę do wniosku, że brakuje mi jakiś dziesięciu minionych lat, w których właściwie nie zmieniłabym ani jednej minuty, więc nie wiem, po co mi one.

    Zielona herbata pachnie jaśminem, czerwona świeca wolniutko spala się w świeczniku na stole. Mam świadomość chwilowego zawieszenia w pozornym odpoczynku, stale zakłócanym myślami prawdopodobnie zbędnymi, bo i tak intuicją się pokieruję. Niech będzie, że wszystko nazwę intuicją, żeby egoizmu nie przywołać. klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz