środa, 20 stycznia 2010

tuż przed zapięciem kozaków

    Ciszej zrobiło się nagle i spokojnie. Drań w przedszkolu, ślubny w stolicy. Poczułam się znowu jak matkapolka. Jako tło posłużyły mi śliskie chodniki i śnieg oblepiający okulary. Łatwo nie jest. W sumie to normalne, że zima zaskakuje drogowców samym faktem, że w ogóle jest w naszym klimacie, ale owi mają zdolność ponownego dawania się zaskakiwać nawet wtedy, gdy ona trwa od wielu tygodni i kilkakrotnie paraliżuje takie na przykład powiatowe. Nie żebym narzekała... sobie dywaguję przy kubku kawy z mlekiem tuż przed wyjściem do szkoły. A dzisiaj później zaczynam, więc mogę bezkarnie dywagować i do woli.
Wczoraj znowu byłam na emisji głosu. Wczoraj znowu nie poszłam na jogę. Chociaż osobiście wykupiłam karnet i od obecnego tygodnia miałam chodzić wiernie. Jednak... zacznę z tą wiernością od przyszłego, bo jutro znowu mam emisję. "A teraz podnosimy podniebienie miękkie, tzn. opuszczamy żuchwę i nabierając powietrze robimy głupią minę." Na emisji czuję się chwilami jak niedorozwinięta, ale przynajmniej mój aparat artykulacyjny, zwany też gębowym, już nie jest tak obciążany, jak prawdopodbnie był do tej pory. Prawdopodonbnie, bo sama nie wiem, czy był. A teraz to mogę sobie śpiewać takie np. tumba tumba tumba le-o na różnych wysokościach, robić rynienkę z języka do wypowiedzenia e, odmóżdżać się tłumacząc, że to dla mojego dobra i wcale nie zastanawiać się nad możliwościami wywijania, zawijania, wykręcania, przekręcania własnego języka. Jednym słowem: głos mam piękny i na tym poprzestańmy. klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz