niedziela, 31 stycznia 2010

upiory i gargulce

   Właśnie wyjęłam pierwszą porcję kruchych ciasteczek z piekarnika parząc sobie przy okazji serdeczny palec prawej ręki, gdy dzwonek u drzwi zaterkotał. A właśnie... normalnie to dzwonki dzwonią, świergoczą, bimbają, a nasz terkocze.
Zaterkotał zatem, a to za sprawą Ewy i dziewczynki, które postanowiły nas odwiedzić, wiedzione ponoć zapachem ciasteczek.
Przy kolejnych kawach i ploteczkach oraz porcjach ciasteczek wkładanych i wyjmowanych z piekarnika ugotowałam obiad, a dziewczynka stwierdziła ostentacyjnie i rzeczowo, że u nas zostaje niemalże w tym samym momencie, kiedy to Ewa równie rzeczowo zastanowiła się, dlaczego mój ślubny nie ma już długaśnych włosów. Nie wiem. Prawdopodobnie z tego samego niewiadomego powodu, dla którego ja zrezygnowałam z lenonek, zamszowych spódnic i rzemyków na szyi.

   Mamy zatem dziewczynkę i ferie. Nasze plany na wieczór co prawda w łeb wzięły, ale tylko troszeczkę, bowiem ulubione smakuje wspaniale, winogrona są przeraźliwie soczyste, gargulce udomowione bawią się zgodnie i cudnie, a my zamiast oglądać upiora w operze, słuchamy go w wersji rockowej. Tyz pikne! klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz