poniedziałek, 29 marca 2010

nic , czyli jeśli coś to i tak nie pamiętam

    Pani wbiegła do sali z naręczem książek lekko spóźniona, bo i do spóźnienia się powody miała niebagatelne. A obcasy, które wróciły prawie całodobowo, wymuszają najwyżej trucht, więc pani po czasie, ale pełna entuzjazmu zawitała w sali nr 106, sprawdziła listę, przekazała nowe wieści ze świata sztuki, w których udział wziąć możemy i z rozpędu przeszła do tematu, który podyktowała. Brak książek na ławkach jakoś mnie nie zdziwił, bo i temat był raczej wykładowy, a wierzę w inteligencję moich uczniów. Zdziwiło mnie za to ich pytanie, na jaki dzień przełożyłam pracę klasową. Hm... no rzecz w tym, że ja jej wcale nie przełożyłam, tylko zwyczajnie o niej zapomniałam. Kalendarza też nie otworzyłam z tego samego powodu... Ale ponieważ po lekcjach biegłam na obcięcie włosów, wszystko było możliwe. Długość, a raczej krótkość i kolor również. Ostatecznie zawitał kolor kakaowy ciemny, a długość krótsza niż ostatnio, chociaż miało się krócej już nie dać. Ponoć. Ponoć zapomniałam chłopaków uprzedzić, bo zdziwili się, kiedy wróciłam. I nie zdziwili się bynajmniej samym faktem mojego powrotu. Do domu bowiem trafiam. Zawsze. Bez względu na roztrzepanie i zapominalstwo, które nasiliło się nieco. Nie z wiekiem. Z wiosną. Nie pamiętam na przykład ten czy tamten, że piłam już  trzy kawy, ale nie jadłam obiadu. Nie pamiętam, jak przeszłam przez ulicę i że książki musiałam oddać do biblioteki trzy tygodnie temu. Ba! ja nawet nie pamiętam, w którym pudle one są spakowane jeszcze... Nie pamiętam również, kiedy tak dobrze się wysypiałam i kiedy miałam tyle czasu dla siebie i drania.
- I co ci powiedziała pani logopeda, kiedy skończyła słuchać jak mówisz? - Grupa przedszkolna miała bowiem badania logopedyczne. Się nie dziwię.
- To samo co Leonowi.
- A co pani powiedziała Leonowi?
- Nic.
klik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz