wtorek, 23 marca 2010

o czasoprzestrzeniach przeróżnych

    Wiosna przydreptała wreszcie i zastała mnie w cienkim płaszczyku. Różowym... Booosszzeeee... dałam się najszczęśliwszej namówić na jego kupno, a teraz go tak zwyczajnie i po prostu lubię i wcale nie jest mi wstyd. Że on taki różowy. Pasuje do fioletowych, wyszywanych butów z paskiem. Wczoraj co prawda trochę w nich zmarzłam, ale byłam już w drodze powrotnej, więc i chłód odczuwałam inaczej. Warszawa jest miła i z perspektywy trzydniowej konferencji i z perspektywy dwudniowej wycieczki z dwoma klasami. Miła. Odległa już. Nabrała innych odcieni i barw. Przyjemne to dotykanie i oglądanie jakby przez lustro znanych miejsc.
A dom pachnie sobą. Jakąś dziwną mieszanką rumianku i cedru. Skąd się wziął tutaj rumianek, nie mam pojęcia. Ale czuć go wyraźnie. I niech tak zostanie. Mojej wanilii i zielonej herbaty nie wmieszam jeszcze. Dopiero się oswajamy przecież. Ja jeszcze noszę przy sobie klucze do starego mieszkania, a w nowym piekarniku przypalam wszystko, zapominam o włączonej wodzie i gubię się w szufladach. Wczoraj zaraz po wejściu stłukłam mały palec prawej stopy o masywny fotel w przedpokoju sama nie wiem jak, ale bardzo. Nie miałam jednak ochoty jechać na pogotowie, oczy zamykały mi się same, a drań obcałowywał mnie, bo kupiłam mu okulary spider-mana. Dzisiaj został jedynie krwiak i lekki ból, ale kość okazała się być całą. No i po co panikować? Nie trzeba czasem. Czasem znowu nie zarządzam. Zaczynam przypominać bieguna Tokarczukowej. Nie tylko ja. Aśka wylądowała w Krakowie po wielu wędrówkach po innych miastach w innych państwach, awansowała nagle i dobrze, we własnych myślach stała się statyczna i kiedy tylko zdążyłyśmy ten fakt opić ulubionym na babskim wieczorze w stolicy przy jazzie i kilkunastu tysiącach planów i wspomnień i opowieści przeróżnych, poniosło ją do Gdańska. Lubię Gdańsk. Ale i tak najbardziej lubię ostatnio powroty. I nasze nowe przepastne łóżko. I wielgachną szafę w przedpokoju, w której niczego znaleźć nie mogę, albo znajduję rzeczy, które zagubiłam kilka lat temu, chociaż ona istnieje w naszej czasoprzestrzeni zaledwie od dwóch tygodni. Drań ma zakaz wchodzenia do niej. Zakwitły moje fiołki w doniczkach. Zakwitł nawet ten cudak cebulowaty, którego nazwy nigdy nie pamiętam, ale kwitnie fantastycznie. Jak sam sobie przypomni o tym. klik
PS. TU i TU

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz