wtorek, 16 marca 2010

przed snem zimowym

    Jogę chwilowo zastępuje Trilo Chi i gimnastyka na wysokościach w mieszkaniu podczas kolejnych prób ujarzmiania i oswajania nowej przestrzeni. Przesilenie wiosenne zbiegać się zaczęło jednak z przesileniem w ogóle. A może to nie wiosenne tylko zimowe? Dzisiaj pognałam w krótkim płaszczyku, który poza kusą podszewką miał kołnierz, guziki i odrobinę flauszu. Jakoś tak poza czasem i przestrzenią funkcjonuję, więc dlaczego miałabym się skupiać na porze roku, a raczej stanem faktycznym po drugiej stronie okna? Po drugiej stronie komisji zaś siadła dzisiaj grupka moich uczniów i pooooszło! w świat udokumentowanie ich umiejętności i wiadomości. W świat, czyli do stolicy. Tam będą sprawdzać. Ja tylko zbiorę laury. W zasadzie już zebrałam. Jutro natomiast dwie drużyny staną przed komisją w innym konkursie i odpowiedzą na szereg pytań, a potem zaprezentują scenę po wcześniejszym złożeniu scenariusza. Będzie dobrze. Dzisiaj były próby generalne zaprezentowane mi. Wyszły. A to mnie zaskoczyło niezmiernie pozytywnie, bo rzucili się na tematy, które mnie zastanowiły, ucieszyły, przeraziły, zastanowiły, ...- ły, ... -ły... Zginęłabym bez swojego kalendarza. Jak to dobrze, że skrzętnie w nim notuję wszystko. Nawet to, czego pozornie nie trzeba. A właściwie to zwłaszcza to. Diabeł tkwi w szczegółach ponoć i to o szczegóły zawsze się sprawa rozegra, a ja mam wtedy zawsze czarno na białym. A raczej granatowo na ecru. W sobotę firma przeprowadzkowa zburzy perspektywę długiego leniuchowania, które ostatnio przytrafiło mi się tak dawno temu, że już zaczyna to być dla mnie fantastyką stworzoną na cele prywatne. A tu jeszcze wykład w muzeum i maraton w stolicy. Ślubny usnął właśnie leżąc na dywanie i oglądając mecz, ja dokończę gin a toniciem i postaram się zebrać wszystkie mięśnie, aby wstać. I pójdę spać... klik

A!! no i zaczynamy podlewać klikając TU! i TU!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz